niedziela, 7 czerwca 2015

Woda, jaskinia i zamek (Słowenia)

Dzisiaj wylądowaliśmy na campingu w Alpach Julijskich w miejscowości Gabrje na Słowenii. Jest to kolebkach paralotniarzy. Camping jest otoczony potężnymi górami. Tuż przy campingu znajduje się lądowisko dla paralotniarzy. W upalne dni można schłodzić się w rzece, która graniczy z campingiem. Jest tutaj bardzo klimatycznie. Jest wielu młodych ludzi, którzy lubią spędzać czas aktywnie. Jest też dużo małych dzieci. Huśtawki są zrobione z uprzęży.

Do Słoweni przyjechaliśmy wczoraj. Naszym pierwszym celem była Jaskinia Postojna, która jest największą jaskinią w Europie. Jest to jaskinia krasowa wyżłobiona przez rzekę Pivkę. Jaskinia ma 27 km długość. Dla turystów zostało udostępnione 5 km do zwiedzania. W Jaskini działa kolejka elektryczna dzięki której można podziwiać większą część jaskini. Najpiękniejszą część jaskini przechodzi się pieszo. Jest to odcinek około jednego kilometra gdzie podziwia się trzy wspaniałe komnaty. Najpiękniejsza z nich zwana białą lub zimową robi pierunujące wrażanie.

Na noc zatrzymaliśmy się przy drugiej atrakcji, którą odwiedziliśmy dzisiaj rano.
Był to malowniczy zamek - Predjamski Grad. Zamek ulokowany jest w jaskini i jest prawdziwą twierdzą. Poniżej zamku rzeka Loka wydrążyła kolejną jaskinie zwaną Jamą pod Gradom.

Z kolejnych atrakcji jakie zaserwowała nam Słowenia było jezioro w miejscowości Tolmin. Miałam przyjemność kąpać się w górskim jeziorze! Było to bardzo orzeźwiające przeżycie. W porównaniu do Adriatyku woda była bardzo zimno! Na brzegu jedliśmy czereśnie i arbuza podziwiając otaczający nas świat.

Słowenia to bardzo mały uroczy kraj. Wszędzie jest czyściutko, chodniki są równe a trawa ładnie przystrzyżona. Kraj ten ma duszę słowiańską a na ulicach widać styl austryjacki.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dubrownik (Chorwacja)

Z Czarnogóry przyjechaliśmy w niedziele rano prosto do Dubrownika uznawanego za najpiękniejsze miasto nad Adriatykiem. Wjazd do miasta kamperem był dla nas prawdziwym wyzwanie. Właściwie najtrudniejszym zadaniem było parkowanie. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że nie ma w mieście parkingu dla kamperów! Wysłano nas na camping. Tam nas poinformowano,  że camping nie ma exstra parkingu i możemy ewentualnie zostać na noc płacąc za tę przyjemność 50 €. Ostatecznie postanowiliśmy zaryzykować i poszukać jakiegoś miejsca w mieście. Na chybił trafił wybraliśmy wielkie P na mapie i trafiliśmy na ogromny parking szpitalny 3 km od centrum. Była to dla nas idealna opcja.
Dubrownik jest pięknym miastem ale bardziej podobał mi się Kotor w Czarnogórze. Centrum miasta obejrzeliśmy w ciągu dwóch godzin. Prawdziwą perełką tego dnia był spacer o zachodzie słońca po murach miast, które mają 2 km. WIeczorem wróciliśmy do naszego domku na kółkach. Będąc tak blisko szpitala postanowiliśmy zostać na noc i na drugi dzień wybrać się z Nelcią  na kontrolę.  Chcieliśmy dowiedzieć się czy wszystko w porządku po gorącze, którą miała przez ostatnie parę dni. Zrobiliśmy jej taki niekonwencjonalny prezent na Dzień Dziecka :) Jak się okazało Nelcia jest zdrowa jak ryba!

poniedziałek, 25 maja 2015

Elbasan (Albania)

Albania jest dla mnie krajem kontrastow. Bieda mieszala sie z bogactwem.
Po przekroczeniu granicy ruszylismy w kierunku Elbasan. Po drodze spotykalismy przydroznych sprzedawców. Jedni sprzedawali czeresnie inni ryby, które trzymali w specjalnych akwariach przy drogach! Wiele dzieci wychodzilo rowniez na ulice sprzedawac garscie owoców.
W drodze mijalismy równiez niebywale ilosci stacji benzynowych. Czasami bylo kilka stacji na odcinku kilkuset metrów!
Przed przyjazdem obawialismy sie o stan dróg ale nie bylo tak zle. Glówne drogi byly swiezo wyremontowane, drogi drugorzedne byly jednak w oplakanym stanie. Balismy sie, ze zostawimy kolo w jakiejs dziurze.
CIekawym zjawiskiem byly dla mnie porzucone szkielety domów. Tak jaby ktos rozpoczal budowe i nagle zabraklo srodków na jej zakonczenie. Zamiast parteru wszystkie mialy kolumny a sciany domów zaczynaly sie dopiero od pierwszego pietra. W kazdej miejscowosci stalo nawet kilka takich szkieletów.

Do Elbasan dotarlismy z opoznieniem gdyz spadl ogromny glaz na droge i czekalismy na jego usuniecie. Spacer po Elbasan tez byl przezyciem. W kawiarnich siedzieli wylacznie mezczyzni. Kobiety natomiast przechadzaly uliczkami wystrojone jak na dyskoteke. Jest to kraj muzumanski ale na palcach jednej reki szukac tam kobiet w burkach. Wiekszkosc byla ubrana bardzo kobieco lub nawet wyzywajaco (obcasy, krotkie spódniczki itp.)
Mialam wrazenie jakby to byla jakas gra miedzy plciami. Pomiedzy kawiarniami wyrastaly natomiast sklepy z sukniami slubnymi. Byc moze byly to nagrody dla najbardziej wytrwalych graczy ;)
Na noc zatrzymalismy sie na jednej ze stacji benzynowych. Za nocleg na stacji musielismy zaplacic. Oczywiscie nikt nigdzie nie wydawal paragonów wiec czasami nie wiem gdzie szly nasze pieniazki. W zmian oferowano nam bezpieczenstwo.

niedziela, 24 maja 2015

Jezioro Ohrid (Macedonia)

Jedna z rzeczy, ktora zapomnielismy zabrac ze soba jest zielona karta. Jest to karta ubezpieczeniowa pozwalajaca na wjazd do krajow, ktore nie naleza do UE. Brak karty skutkuje koniecznoscia wykupienia lokalnego ubezpiecznia. Z regoly ubezpieczenie takie nie jest bardzo kosztowne. Macedoania jest wyjatkiem od tej regoly. Stanelismy przed wyborem zaplacenia 55 E za ubezpieczenie lub powrotu do Grecji. Wybralismy opcje nr jeden i ruszylismy nad Jezioro Ohrid. To co zostaje bowiem w pamieci to wspomnienia a nie pieniadze. 

Pierwszym naszym przystankiem byla wioska Maloviste. Osada wyglada jak skansen, z ta roznica, ze nadal mieszkajac tutaj ludzie. Spacer przez wioske zrobil na nas ogromne wrazenie. Wszedzie byly zwierzeta m.in. kury, krowy, barany, osly, psy, koty. Konie i osly sa tutaj popularniejsze niz samochody. Nelcia byla w siodmym niebie widzac ten caly zwierzyniec. Strome waskie uliczki prowadzily nas miedzy kamiennymi domami, ktory lata swojej swietnosci maja juz za soba. Jedni powiedza, ze widac tam tylko biede inni, ze piekna prostote. Wioske na stromych zbczach gor zalozyli Wolosi, pasterski lud przybyly z Rumunii lub Ukrainy. Miejsce warte polecenia.

Na noc zatrzymalismy sie doslownie 3 metry od jeziora niedaleko miejscowosci Ohrid. Miasto uznawane jest za najladniejsze w Macedonii. Polozone jest na wzgorzach obok zatoki jeziora. Ohrid jest pelne zabytkow. Wieczorem deptak i promenada jest pelna ludzi, ktorzy odpoczywaja w licznych kawiarniach i restauracjach.

Wies Maloviste i miasto Ohrid to zderzenie swiatów! Miejsca dzieli odleglosc ok 40 km  a ma sie wrazenie jakby byla tam niewidzalna granica niepozwalajaca na przenikanie sie tych swiatów. '

Po calodziennym zwiedzaniu Ohrid ruszylismy na nocleg w strone granicy z Albania gdzie na poludniowym brzegu jeziora Ohrid lezy Monostyr Sveti Naum. To jeden z najpiekniejszy obiektow tego typu na swiecie. Ja jednak mialam nieodparte wrazenie, ze turystow interesowaly bardziej liczne pawie zwiewnie paradujace po okolicy niz same klasztory. Ciekawe bylo to, ze zwiedzanie odbiektow bylo bezplatne. W zamian za to bylo mnostwo sklepikow z suvenirami dla turystow.

piątek, 22 maja 2015

Meteora i Kostaria (Grecja)

Do miejscowosci Meteora dojechalismy póznym wieczorem zatrzymujac sie na parkingu naszego ulubionego sklepu Lidl :). Polska opanowna jest przez Biedronke a pozostala czesc Europy przez Lidl. Tym razem miejsce noclegowo nie mialo dla nas znaczenia. Wazne bylo abysmy mogli ruszac na zwiedzanie zaraz po sniadaniu.

Na szczytach ciemoszarych skal o wykosci 400 m wznosza sie klasztory Meteorow. W dawnych czasach mieszkali tam pustelnicy. DO dzisiejszych czasow przetrwalo 6 klasztorow. W czterach z nich miekszaja mnisi, w dwoch mniszki.Klaszotry na gigantycznych piaskowych kolumnach robia niesamowite wrazenie. Trudno sobie wyobrazic, ze powstaly juz w X w. My zwiedzilismy trzy Klasztory. Klasztor sw. Warlama, klasztor Wielkiego Meteoru oraz klasztor Rusanu. DO ostatniego z nich przechodzi sie przez most wiszacy nad przepascia. Tam tez rozmawialam z mniszkami, ktore go zamieszkuja. Mieszka w nim 16 kobiet. DO klaszotru WIelkiego Meteora biegna natomiast strome schody (190 stopni). Czesc z nich jest wyryta gleboko w skale. Klasztor sw. Warlema zrobil na mnie najmniejsze wrazenie. Podobala mi sie tam najbardziej czeresnia rosnaca tuz przy kaplicy. Klasztory byly dla mnie jedna najpiekniejszych rzeczy jakie kiedykolwiek widzialam. Wielkie WOW!

W Kostari zatrzymalismy sie na noc po drodze jadac z Meteorow do Macedonii. Jest to male miasto polozone na cyplu przy pieknym jeziorze. Bardzo malownicze miejsce ze starymi domami i ogromna iloscia kosciolów Bizantyjskich. Miejsce zapomniane przez turystów. Mysle, ze nie slusznie gdyz rozposcieraja sie tutaj piekne widoki. Wzdluz brzegu sa bary i restauracje. Woda byla idealna do kapieli. Szkoda, ze bardzo metna. Na nocleg upatrzylismy sobie mala przystan tuz przy szkole dla kajakarzy.

To byl bardzo aktywny dzien. W dzien Meteora, a wieczorem Kostaria. W ten oto sposób pozegnalismy cudowna Grecje udajac sie do Macedonii.

czwartek, 21 maja 2015

Olimp i gniew Zeusa (Grecja)

Po raz kolejny google maps wyczarował nam wspaniały nocleg. Tym razem spaliśmy u podnóża góry Olimp. Zatrzymalismy sie na komercyjnej plazy, gdzie byly prysznice plazowe oraz otwarta toaleta. Poza wedkarzami bylismy tam jedynymi turystami.

Jeden z wedkarzy ostrzegl Nas przed trujacymi rybami, które widzial na dnie. Od tej pory pływanie w oceanie zaczeło napawać mnie lekiem. Nadapniecie na trujaca rybe konczy sie bowiem w szpitalu.

Plaza pomimo swoich niewatpliwych uroków nie zaitrygowala nas tak bardzo jak opuszczony camping, który do niej przylegal. Camping wygladal jak zaczarowany ogród gdzie czas sie zatrzymal. Jedynie natura zapusciala tam swoje placza. Camping zamknieto z powodu kryzysu, który nawiedzil Grecje pare lat temu. Czesc lokalnych biznesów nie wytrzymalo tego okresu.

Noc na plazy zapowiadala sie ciepła i spokojna. Jakie bylo nasze zaskoczenie jak o 3 w nocy Zeus zaczal rzucac piorunami! Blyski i grzmoty byly potezne! WIelkie krople deszczu dudnily w samochód jak stado galopujacych koni. Ostatnia burze mielismy w Bulgarii ale nie byla tak silna. Caly czas sie balam, ze piorun trafi w drzewo, pod którym zaparkowalismy. Na szczescie zostalismy ocealeni i rano na spokojnie moglismy ruszyc do oddalonej o 7km miejscowosci Litochoro badacym greckim Zakopanem.

Tym razem postanowilismy przesiasc sie na rowery. Upal dawal sie we znaki. Z Litochorno pojechalismy na rowerach do antycznego miasteczka Dion. Tam znajdowal sie park bedacy wielkim stanowiskiem archeologicznym. Dion odslonil dla nas rabek tajemnicy z dawnych czasów.

wtorek, 19 maja 2015

Półwysep Chalcydycki (Grecja)

Grecja jest rewelacyjna! Po ostatnich tygodniach intensywnego zwiedzania w końcu  czuje, że wypoczywam. Ostatnie dni są dla nas jak typowe wakacje nad morzem. 
Dotychczas wszystkie nasze noclegi w Grecji były na plaży. Półwysep Chalcydycki to jest raj dla plażowiczów. Trzy ostatnie dni spędziliśmy na drugim odgałezieniu półwyspu zwanym Sithonia.
Na pierwszy nocleg udaliśmy się na camping niedaleko  miejscowości Sart. Było to miejsce jak z pocztówki. Camping był położony nad skalistą zatoką. Woda była krystalicznie czysta koloru lazurowego. Jedynym minusem tego miejsca były komary! Nelcia po jednej nocy wyglądała jakby dostała wysypki.  Na szczęscie pozostałe noce były już bez komarów.

Nasze noclegi wyszukujemy przez google maps. Sprawdzamy jaki teren wygląda ciekawie i kierujemy się w dane miejsce. Nie zawsze uda nam się znaleźć idealną lokalizację ale dobrze mieć jakiś cel.

Na drugi nocleg dotarliśmy wieczorem do małej wioski portowej zwanej Porto Koufo gdzie trzy puste tawerny wyczekiwały z tęsknotą za bogatymi turystami.
My jednak postanowiliśmy w kolejny dzień ruszyć do oddalonej o 5 km miejscowości Toroni gdzie znależliśmy najpiękniejsze miejsce noclegowe. Był to mały półwysep otoczony pięcioma plażami zdala od miasta i ludzi. Idealne miejsce na dziki biwak! Dawno się tyle nie kąpałam w oceanie ;)Okolice zwiedzaliśmy na rowerach. Dla przypomnienia dodam, że ostanim razem przejażdzkę rowerową mieliśmy na.. Węgrzech. Po rowery sięgamy stanowczo za rzadko. Powód jest prosty. Nie mamy bagażnika rowerowego a ściągnięcie ich z dachu jest torchę kłopotliwe. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego będziemy więcej jeździć na rowerach.

Naszym kolejnym celem są okolice góry Olimp!

piątek, 15 maja 2015

Morze Egejskie (Grecja)


Po prawie tygodniu spędzonym w Turcji i dokładnie 4 tygodniach w podróży dotarliśmy wczoraj do Grecji. Na pierwszy nocleg zatrzymaliśmy się tuż za Alexandrupolis przy skarpie z piękynm widokiem na Morze Egejskie. Niedaleko mieliśmy zejście do plaży gdzie spędziliśmy dzisiejszy ranek. Na plaży poza nami nie było żywej duszy.

Naładowani promieniami słońca, w trakcie drzemki Neluszki, tradycyjnie ruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym dzisiejszym celem było dotrzeć na półwysep Chalkidiki gdzie są najpiękniejsze plaże Grecji. Po drodze zatrzymaliśmy się w pięknie położonym miasteczku Kavala. Miasto zostało zbudowane na zboczu gór wokół portu. Nad miastem góruje cytadela z czasów rządów turackich.
 
Po zwiedzaniu miasta ruszyliśmy w dalszą drogę. Ostatecznie udało nam się dotrzeć do miejscowości Stavros gdzie spędzimy noc.  Dzień ma stanowczo za mało godzin!
Nocujemy dosłownie na plazy. Jadąc drogą zauważyliśmy bowiem dwa campery z Bułgarii zaparkowane przy plaży. Postanowiliśmy do nich dołączyć. W grupie zawsze raźniej i bezpieczniej.




Myślę, że dzisiejszy dzień był najcieplejszym dniem jaki mieliśmy podczas naszej całej podróży. Przez ostatnie 4 tygodnie pogoda była dla nas łaskawa. MIeliśmy zazwyczaj ok. 22 stopni. Była to idealna pogoda na zwiedzanie. Przy dzisiejszej temperaturze ok 30 stopni odechciało mi się zwiedzania jakichkolwiek miast.  Jest to idealny czas na plażowanie! Woda jest zaskakująco ciepła szczególnie w porównaniu do Morza Czarnego.
Przed chwilą miałam przyjemność pierwszy raz w tym roku wykąpać się w morzu! Jutro planujemy zatrzymać się na campingu na drugim odgałęzieniu półwyspu Sithonia. Tym razem nie będzie żadnego zwiedzania, tylko relaks.

czwartek, 7 maja 2015

Burza z piorunami (Bułgaria)

Jak dobrze, że nie podróżujemy z namiotem tylko camperem. Za oknem rozpętała się potężna burza z piorunami. Pada ulewny deszcz. Jesteśmy w Bułgarii gdzieś niedaleko granicy z Turcją. Nocujemy na campingu, który wygląda jak ogródki działkowe. Jest pies na łańcuchu i wałęsające się koty. Na szczęscie jest interent więc mogłam dodać notaki z poprzednich dni. Właśnie bardzo miły Pan, który nas tutaj zaprowadził przyniósł nam zupę fasolową z kiełbasą mówiąc tylko "kuszajcie". Z dzieckiem wzbudzamy w ludziach ogromną sympatię :)

Dzisiejszy dzień spędziliśmy na plaży i w Sozopolu. Ranek był bardzo słoneczny. Burza rozpętała się dosłownie tuż po zakończeniu zwiedzania miasta. Sozopol jest bardzo podobny do Nessaber chociaż nie tak urokliwy. Udało nam się przejść całe miasteczko.  To co mnie zadziwiło to podobnie jak Nessaber ogromna liczba nekrologów zawieszonych na drzewach, drzwiach itp.

Jutro jedziemy do Turcji. Mamy już załatwiony nocleg w Istanbule. Nasze zapytanie na couchserfingu przyjął jakiś wykładowca na tamtejszym uniwersytecie. Cieszę się, że mamy gdzie się zatrzymać. Zawsze to przyjemniej do kogoś jechać szczególnie gdy jest to ogromne miasto.

środa, 6 maja 2015

Nessabar i Sozopol (Bułgaria)

Jesteśmy na campingu w Sezopolu. Camping jest kompletnie jeszcze nie gotowy na przyjmowanie gości. Mam wrażenie jakbyśmy weszli w środek ostrych porządków przed przyjazdem turystów. Najbardziej doskwiera mi brak internetu. Cena też dosyc wysoka - 20 euro.
Przede mną prawdopodobnie nieprzespana noc. Wszyskto za sprawą głośnej muzyki, która dochodzi do Nas z pobliskiej restauracji. Wielkim problemem nocowania nad wodą czy to nad morzem czy też nad jeziorem jest bardzo głośńa muzyka, którą niesie woda. Cisza to jeden z emelentów, który mi brakuje najbardziej. W trakcie jazdy słychać głośny silnik, na postoju Nelcia daje o sobie znać a w nocy gra często jakaś dyskotekowa muzyka.

Dzisiaj mieliśmy tradycyjnie aktywny dzień. Rano obudziliśmy się na dzikiej plaży. Brzmi bardzo romatycznie ale plaża była głównie usłana śmieciami oraz drewnem, które zostało wyrzucone na brzeg.
Ponownie postanowiliśmy sporóbować odnaleźć kamienny las. Pierwszy raz wróciliśmy z drogi w celu zobaczenia jakieś atrakcji. Las usytuowany był na piaszczystej wydmie. Można było zobaczyć tam setki kamiennych kolumn, które nie były dziełem człowieka.

Wisieńką na torcie dzisiejszego dnia był Nessabar uznawany za najpiękniejsze miasto Bułgarii (wpisane na listę UNESCO). MIasto usytuowane jest na wysepce połączone z wybrzeżem groblą. Jest to malownicze miejsce ze wspaniałą zabudową w stylu czarnomorskim. W pewnym momencie poczułam sie trochę jak w Tihany na Węgrzech.
Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że wszystko jest pisane cyrlicą. Przejeżdżając przez Burgas widziałam Macdonalda pisanego cyrlicą. Bardzo ubawił mnie ten widok.
DO jutra!

wtorek, 5 maja 2015

Morze Czarne (Rumunia i Bułgaria)

W niedziele ruszylismy w strone Constanty nad Morze Czarne. Nocowalismy  w Eforie Nord (Rumunia) z fantastycznym widokiem na Morze. Poranek spedzilismy na plazy. Jak juz wydalismy nasze ostatnie rumunskie pieniadze ruszylismy dalej na poludnie do Bulgarii. Tuz przed granica zabralismy naszego pierwszgo autostopowicza. Biedny Francuz czekal na drodze az 2 godziny zanim go zabralismy. Rozstalismy sie z nim na granicy i ruszylismy do miejscowosci Balchik.

W Bulgarii wszystko jest juz pisane cyrlica. Na szczescie nazwy miejscowosci opisane sa równiez w alfabecie lacinskiem dzieki czemu bylo nam latwiej odnalezc okreslone miejsca. W Balchiku spotkalisy sie z ogromna otwartoscia i pomoca ze strony przypadkowo spotkanych ludzi. Mielismy nawet przyjemnosc rozmawiac w jezyku polskim! Jeden pan stwierdził, że Nelcia "ma moje oczy i łeb" ;)
Na nocleg udalismy sie na camping oddalony jakies 5 km od miasteczka. Mielismy tam dostep do pieknej plazy na której bylismy sami. Podrózowanie przed sezonem ma wiele uroku. Na campingu poza nami byla tylko jedna para z Niemiec.

Dziejszy ranek byl fantastyczny. Pelen relaksu i wypoczynku na plazy. Byc moze nie dzialo sie nic spektakularnego ale po trudach podrózy, niepewnosci o jutro takie chwile jak dzisiaj rekompensuja wszystko! W koncu w zyciu wazne sa tylko chwile. Cała plaza nalezala do Nas. Nie bylo tam zywej duszy! Nelcia bawila sie w piasku, Tomek sie kapal a ja wylegiwalam sie na sloncu.

Po tym przyjemnym ranku pojechalismy zobaczyc ogród botaniczny i palac Balchiku. Tutaj juz nie bylo tak przyjemnie jak myslelismy. Po wejsciu na kompleks palacowy okazalo sie, ze spacerowanie z wózkiem jest prawie niemozliwe z uwagi na liczne schody! Istna meczarnia. Pomimo tego nie tracilismy sily ducha.

Po spacerze ruszylismy w strone rezerwatu Pobiti Kamani czyli inaczej Kamiennego Lasu.
Tak przynajmniej myslelismy. Ostatecznie okazalo sie, ze wyladowalismy w rezewacie Kamczija. Jest to dzikie miejsce gdzie do morza wpada najwieksza rzeka Bulgarii. Teren dokolo rzeki wpisano na liste UNESCO. Z ciekawostek przydrożnych to w drodze widziałam konia w rowie na łańcuchu!
Poza tym to ciezko jest czasami cos zaplanowac. Jest to dla mnie dobra lekcja o tym zeby pozotywnie przyjmowac wszystko co przyniesie dzien. Pokora i  elastycznosc sa teraz moimi najlepszymi przyjaciólmi. Czas spac, a za oknem dzika plaza, szum fal i cwierkanie ptaków.
Ciekawe co nam przyniesie jutrzejszy dzien.

PS> Spanie w camperze jest super! Swiat sie zmienia za oknem a ja mam domek ze soba jak taki zólw. 

czwartek, 30 kwietnia 2015

Uzdrowisko termalne w Hajduszoboszlo (Węgry)

Bedac na Wegrzech bardzo chcielismy doswiadczyc kapieli w tutejszych zrodlach termalnych. Tata Tomka namowil Nas na wyjazd do najwiekszego uzdrowiska w kraju, ktore obejmuje obszar 30 hektarow. Na terenie uzdorwiska mozna znalezc gorace kapieliska lecznicze, baseny ze zwykla woda, jeziorko z lodkami, auqa park, basen kryty, restauracje, bary oraz camping.

Wielkim plusem byl fakt, ze Hajduszoboszlo znajdujdowalo sie na drodze do Rumuni,  oplata za camping upowazniala Nas do bezplatnego korzystania z goracych zrodel. Podobnie jak nad Balatonem bylismy tuz przed otwarciem sezonu. Czesc basenow czekala na uzupelnienie wody. Dzialaly przede wszystkim kapieliska lecznicze, ktore byly przenaczone dla osob powyzej 14 roku zycia. Sklad wody nie jest bowiem dobry dla osob mlodych. Nelcia musiala podziwac kapielisko z wozka lub kocyka. Srednia wieku kuracjuszy byla w okolicach 50 lat.

Jadac do Hajduszoboszlo zakwaterowalismy sie pomylkowo na innym campingu 40 km wczesniej gdzie rowniez znajdowalo sie uzdrowisko termalne. Po rozmiarach uzdrowiska uswiadomilismy sobie, ze trafilismy do calkiem innej miejscowosci o bardzo podobnej nazwie. Na szczescie obsluga campingu podeszla ze zrozumieniem do naszej pomylki i bez problemu moglismyudac sie do zamierzonego celu. W Hajduszoboszlo zostalismy jedna noc. Mielismy jednak wystarczajaco czasu aby przez dwa dni raczyc sie goracymi kapielami.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Budapeszt (Węgry)

Naszym nastepnym przystaniem byl Budapest. Mielismy ogromne szczescie zatrzymac sie u znajomego naszej kolezanki. Gyeorgy jest wykladowca na uniwersytecie w Budapeszcie. Badac w Londynie uczyl sie j. polskiego. Byl tak mily, ze odstapil nam swoje mieszkanie na dwie noce.

W dzien przyjazdu oprowadzil nas po centrum pokazujac najatrakcyjniejsze miejsca. Pojechalismy tez zobaczyc panorame miasta ze wzgorza gdzie znajduje sie m.in. kosciol w skale.
Budapest zrobil na mnie ogromne wrazenie. Najbardziej podobal mi sie budynek parlamentu. Jak do tej pory jest to najpiekniejsza budowla jaka kiedykolwiek widzialam.
Rzeka Dunaj jest pieknie zintegrowana z miastem. Tuz obok rzeki poprowadzona jest linia tramwajowa, jest piekny deptak oraz laweczki z widokiem. Nasza Warszawa moglaby zyskac wiele majac tak ladnie zrobiony dostep do Wisly.

Na rzece Dunaj w centrum miasta znajduje sie wyspa Malgorzaty. Jest ona wylaczona z ruchu samochodowego. Fantastyczne miejsce na spacer. Mielismy szanse spedzic tam pol dnia rozkoszujc sie piekna pogoda. Siedzielismy na kocyku ogladajac maly szol czyli fontanne, ktora byla zintegrowana z muzyka.

W trakcie zwiedzania natrafilismy na festiwal tradycyjnego wegierskiego jedzenia. MIelismy szanse sprobowac narodowego specjalu zwanego Langos czyli placka pieczonego na glebokim tluszczu ze smietana i serem.

Nasz host stwierdzil, ze Wegrzy jedza duzo macznych produktow i sa otyli. Bedac w sklepie widzialam jak polki uginaly sie od roznych rodzajow maki. Nigdzie natomiast nie natrafilam na dzial miesny. Dostepne byly jedynie mrozonki. Wegrzy nie lubia tez podrozowac. Brak dostepu do morza spowodowal, ze wola przebywac w swoim kraju niz wybierac sie na wojaze jak Polacy.

Z ciekawostek to wszyskie taksowki sa koloru zoltego, a papierosy mozna kupic wylacznie
w odpowienich panstwowych sklepach.
Poza zwiedzaniem miasta Budapset byl dla nas dobrym przystankiem na ochloniecie po trudach podrozy. Moglismy zrobic pranie, wziac goraca kapiel, posiedziec na internecie i zastanowic sie nad kolejnym etapem podrozy.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Jezioro Balaton (Węgry)

Prosto z Wiednia pojechaliśmy na Węgry nad jezioro Balaton. Zatrzymalismy sie w miejscowosci o uroczej nazwie Vonyarcvashegy na Campingu - Park. Koniec kwietnia większość campingów jest jeszcze zamknięta gdyż sezon zaczyna się dopiero w maju. Z szesnastu dostępnych campingów na szczęscie kilka było już otwartych. Wszędzie jednak wyczuwało się w powietrzu wiosenne porządki na przyjazd turystów.  

Jezioro Balaton jest ogromne. Brzeg jeziora jest pokryty trzciną. Zejście do jeziora na campingach jest zazwyczaj betonowe. Znajdują sie tutaj równiez piaszczyste plaze, które sa zazwyczaj platne. My jednak moglismy korzystac ze wszystkiego do woli gdyz byl to jeszcze czas przed sezonem. Mialam wrazenie, ze caly Balaton byl dla Nas.  

Nasz piątkowy dzień rozpoczęliśmy rowerowo. Sa tutaj świetnie przygotowane ścieżki rowerowe. Można śmiało objechać Balaton do okoła. Trasa liczy jakieś 200 km. My udaliśmy się do Keszthely gdzie wylezelismy sie na plazy. Nelcia miala pierwsze spotkanie z łabędziami. Nie mogla sie tez nadziwic jak latwo piasek przelatuje jej przez palce. Jak byla na trawie to caly czas zrywala stokrotki i próbowal jej jesc.  

Po Keszthely naszym nastepnym rowerowym przystaniem bylo uzdrowisko Heviz  gdzie znajduje sie najwieksze jezioro geotermalne w Europie. Temperatura wody latem dochodzi do 33 C. Do kuracji wykorzystuje sie radioaktywny mul. Nie jest to jednak zdrowe dla malych dzici. Bedac z małą ogladalismy zatem jezioro wylacznie z daleka.  Heviz jest typowym miasteczkiem nastawionym na starszych ludzi, glównie bogatych Niemców i Austyrjaków. Wlasciele malych butików oferowali łamanym niemieckim garsonki, kaszkiety i kapelusze dla kuracjuszy. Nelcia bawiąc  sie na trawie robila furore. Wszystkie starsze Panie zatrzymywały się na pogawędkę. Z dzieckiem bardzo łatwo nawiazuje sie kontakty. 

Na wegrzech niebywale jest dla mnie to, ze będąc w centrum Europy nad jeziorem czyli przy najwiekszej atrkacji turystycznej kraju nie mozna kompletnie porozumiec sie po angielsku! Nam po Wegierku udalo sie jedynie nauczyc mówic czesc. 

Na drugi dzien ruszylismy capmerem na inny otwarty camping zwany Fured w miejscowosci Balatonfured. Bylo to ogromny camping  z wieloma restauracji, dyskoteka, domkami do wynajecia itp. Mnie osobiscie podobal sie bardziej poprzedni camping w malym lesie przeznaczony glownie dla wedkarzy gdzie Wi-fi bylo za darmo! 

Glówne atrakcje Balatonu znajduja sie na pólnocnej jego stornie. Tutaj wlasnie zwiedzilisy zamek w miejscowosci Szigliget i zjedlismy wysmienite lody. Wieczorem udalisy sie na pólwysep Tihany gdzie na wzgórzu wznosi sie klasztor Benedyktynski. 
Jak na razie Wegry kojarza mi sie z taka sielską wsią. Pieknie odrestaurowane domy z dachami ze strzechy, brak reklam przy drodze i wszędzie jest czysto. Czuć taką nutę austryjacką ze słowanskim polotem gdyż ludzie bardziej jednak podobni do Nas. W końcu Polak i Węgier to dwa bratanki.  

piątek, 24 kwietnia 2015

Wiedeń i Bratysława (Austria, Słowacja)

Do Wiednia pojechalismy odwiedzic moja bardzo bliska kolezanke Mone, która poznalam w Reykjaviku. Tam wlasnie mialam okazje spelnic moje male marzenie. Zawsze chcialam bowiem wypic kawe w wiedenskiej kawiarni. Specjalnie dla mnie Mona wybrala najlepsza kawiarnie w miescie tuz przy zabytkowym ratuszu. W blasku slonca moglam rozkoszowac sie jej smakiem. Niezapomniana chwila!

Caly Wieden zrobil na mnie imponujace wrazenie. Pomieszanie nowoczesnosci z zabytkowym stylem. Bardzo duzo przestrzeni i ogromne budynki pamietajace dawne czasy. Wszedzie bardzo czysto i elegancko. Jedyne co mnie zaskoczylo to fakt, ze bardzo wiele osób pali papierosy na przystankach czy w prakach nie zważając na innych. 

Wieden i okolice zwiedzalismy z Mona, która byla naszym przewodnikiem. Na spokojnie pokazala nam gólwne atrakcje. Mielismy okazje wybrac sie do cantrum gdzie m.in. podziwalismy miasto z wiezy katedry sw. Stefana. Widzielismy tez ratusz, parlament i pomnik Mozarta.
Wczesniej wybralismy sie równiez zobaczyc palac i ogrody ksieznej Elzbiety gdzie krecony byl glosny filmy "Sisi". Tuz przy palacu znajdowalo sie jedno z najwiekszych zoo w Europie. Nelcia byla zachwycona widzac tyle zwierzat.

Pogode mielismy bardzo sloneczna. Wiosna byla w pelnym rozkwicie. Minusem tego byl tylko nagly atak alergii na pylki! Poczatkowo myslalam, ze to przeziebienie. Na szczescie leki pomogly.

W trakcie naszej 4 dniowej wizyty w Wiedniu wybralismy sie równiez zobaczyc oddalna o 60 km Bratyslawe. Po przekroczeniu granicy czulam sie jak w Polsce z tym, ze na Slowacji mozna juz placic w Euro.  Bratyslawe mozna zwiedzic w ciagu jednego dnia. Na wzgórzu wznosi sie piekny zamek, z którego rozposciera sie piekna panorama miasta. Centrum jest male i urocze. Przy okazalym Wiedniu czulam sie jakbym zwiedzala jakas mala wioseczke. 

Tempo zwiedzania mielismy zabójcze. Kazdego wieczora padalam na twarz ze zmeczenia. Dodatkowym problemem byla alergia, która nie dawala mi sie we znaki. Przez te kilka dni nauczylam sie jednak paru istotnyc rzeczy. Najwazniejszym zadaniem bylo dostrojenie sie do rytmu dziecka oraz doswiadczanie terazniejszosci czyli dbanie o samopoczucie bez ciaglej gonitwy za
atrakcjami. Nie da sie bowiem zobaczyc wszystkiego. Najwazniejsze to poczuc klimat danego miejsca.  

sobota, 18 kwietnia 2015

Pierwszy przystanek Bielsko Biała

Nasz pierwszy przystanek to Bielsko Biała. Odwiedzamy własnie Szczepana i Justynę. Zaparkowaliśmy centralnie przed drzwiami ich bloku. Postanowiliśmy zrobić pierwszy przystanek  w Polsce żeby na spokojnie sprawdzić jak czujemy się w podróży kamperem. Miasto zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Po przyjeździe wybraliśmy się do restauracji Harnaś na polskie jadło a wieczorem na spacer. Nelcia była w świetnej formie. Spokojna i ciekawa wszstkiego, szczególnie ognia w kominku. Wieczorem Tomek postanowił dla bezpieczeństwa spać w camperze. Nad ranem było 8 stopni. 
Dzisiejszy dzień rozpoczął się z przygodami... na izbie przyjęć. Powód - opuchnięta stopa. Czułam się tam jak w filmie Barei. Dla mnie była to poważna sprawa. Przede mną bowiem 10 tygodni podróży, obce kraje i odcisk na stopie uniemożliwający chodzenie. Na miejscu pielęgniarka zadzowniła do lekarki z hasłem: "Przyszła Pani z niczym". Gdy lekarka wbiła mi igłę w centralny punkt zaognionej rany moim ciałem wstrząsnęły konwulsje. Lekarka z oburzeniem zawowała "A co Pani robi" Miałam ochotę odpowiedzieć. Gram w piłkę! Zero empatii! Zapisała mi specjalne plastry na ranę. Nie znała jednak ich nazwy ale zasugerowała, że mam zapytać w aptece o plastry reklamowane w telewizji! Na szczęście famraceuta miał więcej sympatii i doradził mi leki przeciwzapalne. 
Popołudnie okazało się bardziej relaksujące. Udaliśmy się samochodem na sławną górę Żar, a następnie do Szczyrku na biad. Nigdy nie przypuszczałam, że będąc w Polsce będę miała problemy z odczytaniem karty menu. Zapamiętałam dwie pozycje: kwaśnica na ryju z ziemniokomi i cycki na boczku. Restauracja typowo góralska z pięknym dachem ze strzechy. 
Teraz czas spać. Jutro z rana ruszamy na Wiedeń.


czwartek, 16 kwietnia 2015

Przygotowania do podróży

Przygotowania do podróży idą wielką parą. Przed nami 20 krajów, 10 tyś. kilometrów i 11 tygodni w podróży! Kampera odebraliśmy dwa dni temu w Częstochowie od Jarka, a następnie ruszyliśmy do Laryszonii. Kamper jest już po przeglądzie. Wymieniliśmy dodatkowo opony i klocki hamulcowe. Nasza skrupulatnie planowana lista zakupów zmniejsza nam się z dnia na dzień. Najbardziej wyczerpujące były zakupy dla Nelci. Jeszcze nigdy nie przeczytałam tylu etykiet deserków i obiadków w jednym czasie. Dodatkowo kupiliśmy pierwsze buciki dla niej. Wczoraj wybrałam się również z małą do lekarza w celu sprawdzenia jej stanu zdrowia. Profilaktycznie wykupiłam również leki przeciwgorączkowe oraz na problemy żołądkowe. 
Dzięki naszym kochanym przyjaciołom zostaliśmy zaopatrzeni w przewodniki, łóżeczko turystyczne, fotelik oraz masę ubranek dziecięcych  Moja siostra obdarowała mnie połową swojego mieszkania ;) Pościele, poszewki, kubki, poduszki itp. Tata zaopatrzył nas od strony technicznej -kable, śrubki, narzędzia itp. Mama natomiast zadbała o nasze żołądki :) Wczoraj Tomek zrobił testowy nocleg w kamperze na podwórku. Włączył ogrzewanie, lodówkę, wziął sobie prysznic i na spokojnie ułożył się do snu. Przed nami jeszcze pakowanie i możemy ruszać w drogę!

piątek, 20 marca 2015

Zaćmienie Słońca

Właśnie przeżyłam niezapomnianą chwilę czyli zaćmienie słońca! W Reykjaviku można było obserwować aż 95% zaćmienia! Razem z Tomkiem i Nelcią udaliśmy się do parku Klambratun aby podziwiać ten fenomen. Mieliśmy ogromne szczęście, że tego poranka była piękna pogoda! O godzinie 9:35 księżyc zasłonił słońce i nagle nasz świat zrobił się szary. 
Cieszę się, że żyjemy w czasach gdzie nauka potrafi wyjaśnić takie zjawisko. W dawnych czasach bylibyśmy pewnie przerażeni widząc jak jakaś ogromna kula zjada nam słońce. 
W takich momentach człowiek przypomina sobie, że Ziemia nie jest pępkiem wszechświata tylko małą planetą w układzie słonecznym, których są miliardy.


poniedziałek, 16 marca 2015

Domek Svignaskard

To był jeden z bardziej relaksujących wyjazdów domkowych na jakim byłam. Przez cały pobyt czuło się taki spokój w powietrzu. Mirek, Asia, Karolina i Francuz to najbardziej zreklasowana ekipa jaką znam! Łóżka były niesamowicie wygodne! Dawno się tak nie wyspałam! Rewelacja. Było wszystko to co powinno być na domku czyli hotpotowanie, oglądanie fimów (tym razem na srebrnym ekranie pojawił się film Jack Strong), granie w gry planszowe, czytanie książek, wspólne gotowanie, spacery oraz rozmowy do białego rana.


Poranne śniadanie

Nelcia i jej jabłuszka
Farma

Skutki ziomowych sztormów

Spacer po okolicy

Polski Ursus na isnadzkiej ziemi

środa, 25 lutego 2015

Dzień kontrastów

Leżąc jeszcze w łóżku widziałam jak promienie słońca przedzierające się przez okno. Pomyślałam, że to musi być sen. Wczoraj był sztorm a dzisiaj słońce! Bardzo jednak ucieszyłam się widząc czyste niebo. Spacer na spotkanie muzyczne zapowiadał się bardzo przyjemnie. 

Zajęcia muzyczne dla dzieci organizowane są przez kościół islandzki ale nie mają one związku z wiarą. Spotykamy się w największym kościele zwanym rakietą a zajęcia odbywają się na ołtarzu (sic!). Na początku był to dla mnie szok. Jest to bowiem ogromna różnica kulturowa pomiędzy Polska a Islandią w kwestii postrzegania kościoła. 
Na ołtarzu rozkładane są maty i koce oraz instrumenty i inne rzeczy niezbędne do zajęć. Kurs trwa 5 tygodni. Dzisiaj były ostatnie zajęcie. Spotkania organizowane są dla maluszków do drugiego roku życia. Grupa liczy zazwyczaj ok 10 dzieci plus oczywiście ich opiekunowie. 

Na każdym spotkaniu obowiązuje rutyna aby dzieci na spokojnie mogły przyswajać gry i zabawy. Zaczynamy od powitania śpiewem każdego dziecka z osobna, następnie są piosenki i różnego rodzaju dźwięki. Później przechodzimy do koła z krzesłami gdzie zaczyna się zabawa z pacynkami. W między czasie są również tańce przy akompaniamencie dźwięków fortepianu. Całość kończymy puszczaniem baniek na ołtarzu. Wszystkie dzieci są bardzo zainteresowane zabawami i nowymi dźwiękami. 
Na tych zajęciach pierwszy raz zauważyłam, że Nelcia czegoś się bała. Za każdym razem płakała kiedy razem ze wszystkimi dziećmi siadała na fortepianie i wybijała rytm danego utworu. Było to bardzo ciekawe zdarzenie gdyż jest ona raczej otwarta na wszystkie nowe rzeczy, które dzieją się dookoła. Ta zabaw jednak ewidentnie jej nie pasowała. 

W trakcie naszych zajęć turyści proszeni są o opuszczenie kościoła. Świątynia zamienia się w plac zabaw gdzie słychać śmiechy, krzyki i płacz dzieci. Matki karmią piersią swoje pociechy lub przebierają im pieluchy

Największym moim dzisiejszym zaskoczeniem była trumna ukryta za kwiatami! Okazało się, że tuż po zajęciach miał odbyć się pogrzeb. Poza mną nikt nie zauważył trumny. Byłam bowiem ostatnią osobą, która opuściła zajęcia. Było to jednak dla mnie groteskowe wydarzenie. Bańki mydlane, śmiech dzieci, pacynki i ukryte zwłoki za filarem. Brrr..

Po zajecaich słońce juz zaszło za chmurami i zerwał się silny wiatr. Nagle tuż przy kościele wiatr porwał mi wózek z Nelcią a mnie rzucił na kolana. Przechodnie natychmiast mi pomogli. Strach jednak o dziecko na długo zagościł w sercu. 

Był to dla mnie dzień pełen obrazowych kontrastów: słońce i sztorm oraz tych egzystencjonalnych: zycie i śmierć.


sobota, 14 lutego 2015

Mama!

Dzisiaj Nelcia podarowała mi najpiękniejszy prezent pod słońcem. Zaczęła mówić mama! Do tej pory cały czas mówiła babababab. Parę dni temu zaczęła mówić dadadadda, a dzisiaj mamamam! Jak przyjemnie usłyszeć z jej ust te słowa!

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Wyjazd szkoleniowy pp

To był nasz długo wyczekiwany wyjazd szkoleniowy. Zostały wanajęte trzy domki gdzie każdy z uczestników mógł znaleźć dla siebie miejsce. My trafiliśmy do domku rodzinnego gdzie Nelcia miała kompana do zabaw - Vincenta.  
Program szkolenia był bardzo urozmaicony. Było wiele ćwieczeń intergacyjnych dzięki czemu czas leciał bardzo szybko. 

Piątkowa kolacja

Relaks w hotpocie

Jedno z ćwiczeń na szkoleniu

Goście w odwiedzinach (Ania, Leszek i Ignacy)


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Weekend paralotniowy w Viku

Vik stał się małym centrum paralotniowym. Wszystko dzięki parze paralotniarzy, którzy są włascicielami uroczego hostelu w Viku. Skupiaja oni wokół siebie coraz wiekszą grupę pasjonatów, którzy przyjażdżają do Viku latać. Dodatkowo orgazniowane są tutaj loty tandemowe dla turystów. 
W związku z tym, że w styczniu nie ma wielu turystów hostel został zarezerwowany wyłącznie dla grupy znajomych paralotniarzy z całej Islandii. Dzięki temu, że pogoda była bardzo łaskawa wiele osób mogło bez problemu przyjechać. Weekend był bardzo mroźny ale słoneczny  Biorąc pod uwagę, że średnio co cztery dni nawiedza Nas sztorm to mieliśmy ogromne szczęście dotrzeć na miejsce bez żadnych utrudnień.
Dla nas była to już druga podróż do Viku z dzieckiem. Zeszłym razem bylimy jak Nelcia miała 4 tygodnie i byla taką małą płaczącą kruszynką! 


Hostel Vik
Spacer na plażę

Wietrzenie skrzydeł na hali sportowej

Słoneczne śniadanie

Obiad w trakcie wykładów
Odwiedziny w Skogafoss