Czytałam właśnie, że dobre samopoczucie po urlopie trwa tylko 3 dni od powrotu z wakacji i nie ma znaczenia jak długi był to wypoczynek Ufając tym badaniom moje wakacje w Polsce, które skończyły się ponad tydzień temu są już tylko wspomnieniem. Jest jednak co wspominać!
Ruszyłam sama do Polski 1 sierpnia na okres ponad dwóch tygodni. W związku z tym, że Tomek miał wcześniej wyjazd do Grenlandii, nie mógł mi towarzyszyć w mojej podróży.
Iskrą motywacyjną wyjazdu było zaproszenie kolegi Przemka vel Murzyna na wesele. Była to dla mnie niesamowita okazja spotkania się z całą ekipą tarnogórską. W jednym czasie miałam okazję ze wszystkimi porozmawiać i potańczyć. Nie często zdarzając się takie możliwości.
Niektórych znajomych nie wiedziałam po parę lat. Dziwiło mnie jednak to, że nawet ludzie mieszkający w tej samej miejscowości nie mają wiele czasu na spotkania. Wszyscy zasłaniali się brakiem czasu. Miałam wrażenie, że każdy wpadł w wir pracy, dzieci, domu i kredytu. Szkoda, że ostatecznie tylko wesela i pogrzeby stają się miejscem spotkań.
Niektórych znajomych nie wiedziałam po parę lat. Dziwiło mnie jednak to, że nawet ludzie mieszkający w tej samej miejscowości nie mają wiele czasu na spotkania. Wszyscy zasłaniali się brakiem czasu. Miałam wrażenie, że każdy wpadł w wir pracy, dzieci, domu i kredytu. Szkoda, że ostatecznie tylko wesela i pogrzeby stają się miejscem spotkań.
Powracając jednak do imprezy to było tak idealnie, że nawet nie wiem o czym napisać. Wszystkie ramy kulturowo-społeczne zostały zachowane. Nie było nawet żadnej zabawnej wpadki. Pewnie wiele par marzy o takim weselu ale z drugiej strony to własnie niesztampowe zachowania i rzeczy wspomina się najdłużej.
Drugim ważnym powodem wyjazdu była chęć ujrzenia mojego siostrzeńca Dawida oraz spędzenie czasu z rodziną. Niesamowite jak dzieci się zmieniają. Nie bez powodu uważa się, że to właśnie dzieci są zwierciadłem upływającego czas. Zmiana była diametralna. Rok temu wyjeżdżając z Polski żegnałam niemowlę, a w tym roku witałam się z małym chłopczykiem. Przebywanie z dzieckiem było ciekawym doświadczeniem. Dzieci są jak syreny policyjne, jak tylko zrobisz coś nie po ich myśli to wszczynają alarm. Szybko trzeba je czymś zainteresować aby je uspokoić. Za to uśmiechem rekompensują wszystko.
Poza tym zrobiłam sobie kilka postanowień przed wyjazdem. Przede wszystkim wakacje będą czasem spokoju i sielanki. Przyznam, że założenie z góry było ciężkie do zrealizowania ale starałam się jak mogłam. Myślę, że spokój najpierw należy znaleźć w sobie, a wówczas każde działanie będzie wyważone. Aby pomóc sobie w tych rozważaniach już w pierwszy dzień powiesiłam sobie hamak między śliwką, a orzechem. Było to doskonałe miejsce do przetrwania sierpniowych upałów. Poza tym tata wyreperował mi mój rower w kwiaty, który był moim ulubionym środkiem transportu między Królestwem Laryszonii, a TG. Jazda polami w czasie żniw była czystą przyjemnością nie wspominając już o latających nad głową bocianach.
Ważną kwestią mojego urlopu było spotkanie się z przyjaciółmi. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy aby mi się to udało. Przede wszystkim postanowiłam wybrać się z Madzią i Agą w góry. To był strzał w dziesiątkę. Poza domem, na szlaku rozkwitały rozmowy egzystencjalne. Nie przeszkadzał Nam nawet deszcz. Ruszyłyśmy z Węgierskiej Górki czerwonym szlakiem do schroniska Słowianka.
Na drugi dzień ruszyłyśmy na Hale Rysianke.
Aby ostatecznie dotrzeć na Krawców Wierch.
W bacówce przyplątał się do Nas piesek Burek, który towarzyszył Nam już do końca podróży czyli zejścia do Złatnej gdzie złapałyśmy stopa do Żywca.
Wieczorem miałyśmy szansę rozgrzać się przy ognisku.
W bacówce przyplątał się do Nas piesek Burek, który towarzyszył Nam już do końca podróży czyli zejścia do Złatnej gdzie złapałyśmy stopa do Żywca.
Wracając mogłyśmy podziwiać wschodzące słońce zza drzew
Góry były dopiero początkiem moich podróży. Na drugi dzień postanowiłam pojechać do Poznania w odwiedziny do Doroty i Łukasza. W Poznaniu nie byłam już 5 lat od czasu ukończenia studiów. Miło było zatem zjawić się na starych śmieciach. Spotkać się z Agatą i przemierzyć wąskie uliczki starego miasta. Udało mi się nawet pojechać nad Rusałkę.
Z Agatą tuż koło rynku
Na koniec zostawiłam sobie stały punkt moich podróży czyli Częstochowę. Tym razem jednak wolałam się skupić na odwiedzeniu Patrycji i teściów niż gonitwie między wszystkimi członkami STKNu.
Patrycja w ciąży wyglądała przepięknie.
Z Częstochowy wróciłam do Królestwa Laryszonii gdzie czekało na mnie rodzinne spotkanie. Przyjechała siostra oraz rodzinka z Mogilna. Dzięki pięknej pogodzie i miłej atmosferze w głowie pozostał mi obraz wakacyjnej sielanki.
Nie wspominając już o pysznych warzywach i owocach z przydomowego ogrodu.
Patrycja w ciąży wyglądała przepięknie.
Z Częstochowy wróciłam do Królestwa Laryszonii gdzie czekało na mnie rodzinne spotkanie. Przyjechała siostra oraz rodzinka z Mogilna. Dzięki pięknej pogodzie i miłej atmosferze w głowie pozostał mi obraz wakacyjnej sielanki.