środa, 5 września 2012

Gokarty

W czasie deszczu dzieci się nudzą, zatem w co się bawić gdy na zewnątrz leje - oto jest pytanie.
Spośród rozrywek "wewnętrznych" gokarty to jedna z nowszych pozycji w islandzkim "menu". Wizja ścigania się po torze w bliskim kontakcie z prawie wszystkimi "chwytami dozwolonymi" powinna być niezmiernie kusząca dla islandzkiej populacji kierowców uwięzionych pomiędzy kilkoma asfatowymi drogami z maksymalną dozwoloną prędkością 90km/h.
Kupiony karnet na 17 minut jazdy (7 min rozgrzewka plus 10 min wyścig) czkał na taką właśnie deszczową pogodę. Przed wyścigiem należy założyć kombinezon do złudzenia przypominający ubiór kierowców formuły 1 (nawet reklamy były na miejscu) oraz kask. Potem już tylko rozruch silników (silniczków) i jedyne o czym musimy myśleć to pedał gazu, hamulec oraz kierownica. Z pewnością pomocne w tym sporcie jest doświadczenie w "ścigankach" komputerowych, niestety ostatnie moje godziny spędzone za wirtualną kierownicą miały miejsce jakieś 10 lat temu (sławny Colin McRae Rally). W ostatniej chwili dołączyli do nas islandczycy, którzy z pewnością mieli większe doświadczenie w tym temacie. Generalnie kluczem do sukcesu w wyścigu jest jak najdokładniejsze wchodzenie w zakręty czyli umiejetne operowanie hamulcem i kierownicą (gaz trzyma się praktycznie ciągle "do dechy"). Niebagatelne znacznie ma też waga kierowcy - im lżejszy tym szybciej samochodzik nabiera prędkości.
Niestety dla Izy kręcenie się w kółko po torze oznacza niemal pewną chorobę lokomocyjną.


Iza w pełnym stroju wyścigowym

wtorek, 4 września 2012

Pożegnania

Będą już jakiś czas za granicą zauważyłam, że emigracja pozytywnie służy osobom otwartym i lubiącym zmiany. Tutaj bowiem wszystko jest dynamiczne.
Dla wielu osób Islandia jest często tylko przystankiem w podróży życia. Jest jednorazową przygodą lub inspiracją do kolejnych zmian. Nowy kraj daje bowiem możliwość zdystansowania się do znanej nam w innym kraju rzeczywistości. Mając dystans do pewnych spraw można wiele rzeczy zrozumieć i nabrać siły do kolejnych działań. 
Tutaj cały czas poznaje się nowych ludzi ale z drugiej strony trzeba się liczyć, że te znajomości mogą nie potrwać długo. Wiele osób cały czas poszukuje swojego szczęścia. Jeśli nie znajdują go tutaj na wyspie to pakują plecak i ruszają dalej.

Czasami mam wrażenie, że w ciągu roku częściej jestem na imprezach pożegnalnych z okazji czyjegoś wyjazdu, niż urodzinowych. Spotkania te z jednej strony są radosne, a z drugiej strony pozostawiają w Nas pewien rodzaj pustki. Wiąże się to pewnie z tym, że przyjaciele często zastępują tutaj rodzinę, która została w kraju. Zamiast na niedzielny obiad do rodziców spotykamy się na niedzielnym basenie. 
Koniec wakacji jest szczególnym czasem pożegnań. Część osób pozostawia decyzję o wyjeździe właśnie na koniec lata. Ostatnio żegnaliśmy Karola, który ruszył podbijać polski rynek pracy. Tydzień temu natomiast przygotowaliśmy z Tomkiem pożegnalny obiad dla dwójki paralotniarzy, którzy postanowili przenieść się do Szwajcarii. Za miesiąc natomiast kolejna koleżanka rusza do Norwegii.
Przy tak częstych zmianach ciężko jest budować trwałe przyjaźnie. Czasami poznajemy ludzi wiedząc, że za rok lub dwa już ich tutaj nie będzie. Pomimo tego myślę, że trzeba po prostu żyć dniem codziennym i nie martwić się tym co będzie jutro. Skoro nie można zmienić rzeczywistości to należy pozytywnie nastawić się do niej. Wyjazd Ani i Marty wiele mnie nauczył. Nie zamieniłabym tego czasu spędzonego z nimi na żaden inny. Nawet jeśli pożegnania są trudne to i tak przyjaźń jest tego warta.