W czasie deszczu dzieci się nudzą, zatem w co się bawić gdy na zewnątrz leje - oto jest pytanie.
Spośród rozrywek "wewnętrznych" gokarty to jedna z nowszych pozycji w islandzkim "menu". Wizja ścigania się po torze w bliskim kontakcie z prawie wszystkimi "chwytami dozwolonymi" powinna być niezmiernie kusząca dla islandzkiej populacji kierowców uwięzionych pomiędzy kilkoma asfatowymi drogami z maksymalną dozwoloną prędkością 90km/h.
Kupiony karnet na 17 minut jazdy (7 min rozgrzewka plus 10 min wyścig) czkał na taką właśnie deszczową pogodę. Przed wyścigiem należy założyć kombinezon do złudzenia przypominający ubiór kierowców formuły 1 (nawet reklamy były na miejscu) oraz kask. Potem już tylko rozruch silników (silniczków) i jedyne o czym musimy myśleć to pedał gazu, hamulec oraz kierownica. Z pewnością pomocne w tym sporcie jest doświadczenie w "ścigankach" komputerowych, niestety ostatnie moje godziny spędzone za wirtualną kierownicą miały miejsce jakieś 10 lat temu (sławny Colin McRae Rally). W ostatniej chwili dołączyli do nas islandczycy, którzy z pewnością mieli większe doświadczenie w tym temacie. Generalnie kluczem do sukcesu w wyścigu jest jak najdokładniejsze wchodzenie w zakręty czyli umiejetne operowanie hamulcem i kierownicą (gaz trzyma się praktycznie ciągle "do dechy"). Niebagatelne znacznie ma też waga kierowcy - im lżejszy tym szybciej samochodzik nabiera prędkości.
Niestety dla Izy kręcenie się w kółko po torze oznacza niemal pewną chorobę lokomocyjną.
|
Iza w pełnym stroju wyścigowym |