poniedziałek, 25 maja 2015

Elbasan (Albania)

Albania jest dla mnie krajem kontrastow. Bieda mieszala sie z bogactwem.
Po przekroczeniu granicy ruszylismy w kierunku Elbasan. Po drodze spotykalismy przydroznych sprzedawców. Jedni sprzedawali czeresnie inni ryby, które trzymali w specjalnych akwariach przy drogach! Wiele dzieci wychodzilo rowniez na ulice sprzedawac garscie owoców.
W drodze mijalismy równiez niebywale ilosci stacji benzynowych. Czasami bylo kilka stacji na odcinku kilkuset metrów!
Przed przyjazdem obawialismy sie o stan dróg ale nie bylo tak zle. Glówne drogi byly swiezo wyremontowane, drogi drugorzedne byly jednak w oplakanym stanie. Balismy sie, ze zostawimy kolo w jakiejs dziurze.
CIekawym zjawiskiem byly dla mnie porzucone szkielety domów. Tak jaby ktos rozpoczal budowe i nagle zabraklo srodków na jej zakonczenie. Zamiast parteru wszystkie mialy kolumny a sciany domów zaczynaly sie dopiero od pierwszego pietra. W kazdej miejscowosci stalo nawet kilka takich szkieletów.

Do Elbasan dotarlismy z opoznieniem gdyz spadl ogromny glaz na droge i czekalismy na jego usuniecie. Spacer po Elbasan tez byl przezyciem. W kawiarnich siedzieli wylacznie mezczyzni. Kobiety natomiast przechadzaly uliczkami wystrojone jak na dyskoteke. Jest to kraj muzumanski ale na palcach jednej reki szukac tam kobiet w burkach. Wiekszkosc byla ubrana bardzo kobieco lub nawet wyzywajaco (obcasy, krotkie spódniczki itp.)
Mialam wrazenie jakby to byla jakas gra miedzy plciami. Pomiedzy kawiarniami wyrastaly natomiast sklepy z sukniami slubnymi. Byc moze byly to nagrody dla najbardziej wytrwalych graczy ;)
Na noc zatrzymalismy sie na jednej ze stacji benzynowych. Za nocleg na stacji musielismy zaplacic. Oczywiscie nikt nigdzie nie wydawal paragonów wiec czasami nie wiem gdzie szly nasze pieniazki. W zmian oferowano nam bezpieczenstwo.

niedziela, 24 maja 2015

Jezioro Ohrid (Macedonia)

Jedna z rzeczy, ktora zapomnielismy zabrac ze soba jest zielona karta. Jest to karta ubezpieczeniowa pozwalajaca na wjazd do krajow, ktore nie naleza do UE. Brak karty skutkuje koniecznoscia wykupienia lokalnego ubezpiecznia. Z regoly ubezpieczenie takie nie jest bardzo kosztowne. Macedoania jest wyjatkiem od tej regoly. Stanelismy przed wyborem zaplacenia 55 E za ubezpieczenie lub powrotu do Grecji. Wybralismy opcje nr jeden i ruszylismy nad Jezioro Ohrid. To co zostaje bowiem w pamieci to wspomnienia a nie pieniadze. 

Pierwszym naszym przystankiem byla wioska Maloviste. Osada wyglada jak skansen, z ta roznica, ze nadal mieszkajac tutaj ludzie. Spacer przez wioske zrobil na nas ogromne wrazenie. Wszedzie byly zwierzeta m.in. kury, krowy, barany, osly, psy, koty. Konie i osly sa tutaj popularniejsze niz samochody. Nelcia byla w siodmym niebie widzac ten caly zwierzyniec. Strome waskie uliczki prowadzily nas miedzy kamiennymi domami, ktory lata swojej swietnosci maja juz za soba. Jedni powiedza, ze widac tam tylko biede inni, ze piekna prostote. Wioske na stromych zbczach gor zalozyli Wolosi, pasterski lud przybyly z Rumunii lub Ukrainy. Miejsce warte polecenia.

Na noc zatrzymalismy sie doslownie 3 metry od jeziora niedaleko miejscowosci Ohrid. Miasto uznawane jest za najladniejsze w Macedonii. Polozone jest na wzgorzach obok zatoki jeziora. Ohrid jest pelne zabytkow. Wieczorem deptak i promenada jest pelna ludzi, ktorzy odpoczywaja w licznych kawiarniach i restauracjach.

Wies Maloviste i miasto Ohrid to zderzenie swiatów! Miejsca dzieli odleglosc ok 40 km  a ma sie wrazenie jakby byla tam niewidzalna granica niepozwalajaca na przenikanie sie tych swiatów. '

Po calodziennym zwiedzaniu Ohrid ruszylismy na nocleg w strone granicy z Albania gdzie na poludniowym brzegu jeziora Ohrid lezy Monostyr Sveti Naum. To jeden z najpiekniejszy obiektow tego typu na swiecie. Ja jednak mialam nieodparte wrazenie, ze turystow interesowaly bardziej liczne pawie zwiewnie paradujace po okolicy niz same klasztory. Ciekawe bylo to, ze zwiedzanie odbiektow bylo bezplatne. W zamian za to bylo mnostwo sklepikow z suvenirami dla turystow.

piątek, 22 maja 2015

Meteora i Kostaria (Grecja)

Do miejscowosci Meteora dojechalismy póznym wieczorem zatrzymujac sie na parkingu naszego ulubionego sklepu Lidl :). Polska opanowna jest przez Biedronke a pozostala czesc Europy przez Lidl. Tym razem miejsce noclegowo nie mialo dla nas znaczenia. Wazne bylo abysmy mogli ruszac na zwiedzanie zaraz po sniadaniu.

Na szczytach ciemoszarych skal o wykosci 400 m wznosza sie klasztory Meteorow. W dawnych czasach mieszkali tam pustelnicy. DO dzisiejszych czasow przetrwalo 6 klasztorow. W czterach z nich miekszaja mnisi, w dwoch mniszki.Klaszotry na gigantycznych piaskowych kolumnach robia niesamowite wrazenie. Trudno sobie wyobrazic, ze powstaly juz w X w. My zwiedzilismy trzy Klasztory. Klasztor sw. Warlama, klasztor Wielkiego Meteoru oraz klasztor Rusanu. DO ostatniego z nich przechodzi sie przez most wiszacy nad przepascia. Tam tez rozmawialam z mniszkami, ktore go zamieszkuja. Mieszka w nim 16 kobiet. DO klaszotru WIelkiego Meteora biegna natomiast strome schody (190 stopni). Czesc z nich jest wyryta gleboko w skale. Klasztor sw. Warlema zrobil na mnie najmniejsze wrazenie. Podobala mi sie tam najbardziej czeresnia rosnaca tuz przy kaplicy. Klasztory byly dla mnie jedna najpiekniejszych rzeczy jakie kiedykolwiek widzialam. Wielkie WOW!

W Kostari zatrzymalismy sie na noc po drodze jadac z Meteorow do Macedonii. Jest to male miasto polozone na cyplu przy pieknym jeziorze. Bardzo malownicze miejsce ze starymi domami i ogromna iloscia kosciolów Bizantyjskich. Miejsce zapomniane przez turystów. Mysle, ze nie slusznie gdyz rozposcieraja sie tutaj piekne widoki. Wzdluz brzegu sa bary i restauracje. Woda byla idealna do kapieli. Szkoda, ze bardzo metna. Na nocleg upatrzylismy sobie mala przystan tuz przy szkole dla kajakarzy.

To byl bardzo aktywny dzien. W dzien Meteora, a wieczorem Kostaria. W ten oto sposób pozegnalismy cudowna Grecje udajac sie do Macedonii.

czwartek, 21 maja 2015

Olimp i gniew Zeusa (Grecja)

Po raz kolejny google maps wyczarował nam wspaniały nocleg. Tym razem spaliśmy u podnóża góry Olimp. Zatrzymalismy sie na komercyjnej plazy, gdzie byly prysznice plazowe oraz otwarta toaleta. Poza wedkarzami bylismy tam jedynymi turystami.

Jeden z wedkarzy ostrzegl Nas przed trujacymi rybami, które widzial na dnie. Od tej pory pływanie w oceanie zaczeło napawać mnie lekiem. Nadapniecie na trujaca rybe konczy sie bowiem w szpitalu.

Plaza pomimo swoich niewatpliwych uroków nie zaitrygowala nas tak bardzo jak opuszczony camping, który do niej przylegal. Camping wygladal jak zaczarowany ogród gdzie czas sie zatrzymal. Jedynie natura zapusciala tam swoje placza. Camping zamknieto z powodu kryzysu, który nawiedzil Grecje pare lat temu. Czesc lokalnych biznesów nie wytrzymalo tego okresu.

Noc na plazy zapowiadala sie ciepła i spokojna. Jakie bylo nasze zaskoczenie jak o 3 w nocy Zeus zaczal rzucac piorunami! Blyski i grzmoty byly potezne! WIelkie krople deszczu dudnily w samochód jak stado galopujacych koni. Ostatnia burze mielismy w Bulgarii ale nie byla tak silna. Caly czas sie balam, ze piorun trafi w drzewo, pod którym zaparkowalismy. Na szczescie zostalismy ocealeni i rano na spokojnie moglismy ruszyc do oddalonej o 7km miejscowosci Litochoro badacym greckim Zakopanem.

Tym razem postanowilismy przesiasc sie na rowery. Upal dawal sie we znaki. Z Litochorno pojechalismy na rowerach do antycznego miasteczka Dion. Tam znajdowal sie park bedacy wielkim stanowiskiem archeologicznym. Dion odslonil dla nas rabek tajemnicy z dawnych czasów.

wtorek, 19 maja 2015

Półwysep Chalcydycki (Grecja)

Grecja jest rewelacyjna! Po ostatnich tygodniach intensywnego zwiedzania w końcu  czuje, że wypoczywam. Ostatnie dni są dla nas jak typowe wakacje nad morzem. 
Dotychczas wszystkie nasze noclegi w Grecji były na plaży. Półwysep Chalcydycki to jest raj dla plażowiczów. Trzy ostatnie dni spędziliśmy na drugim odgałezieniu półwyspu zwanym Sithonia.
Na pierwszy nocleg udaliśmy się na camping niedaleko  miejscowości Sart. Było to miejsce jak z pocztówki. Camping był położony nad skalistą zatoką. Woda była krystalicznie czysta koloru lazurowego. Jedynym minusem tego miejsca były komary! Nelcia po jednej nocy wyglądała jakby dostała wysypki.  Na szczęscie pozostałe noce były już bez komarów.

Nasze noclegi wyszukujemy przez google maps. Sprawdzamy jaki teren wygląda ciekawie i kierujemy się w dane miejsce. Nie zawsze uda nam się znaleźć idealną lokalizację ale dobrze mieć jakiś cel.

Na drugi nocleg dotarliśmy wieczorem do małej wioski portowej zwanej Porto Koufo gdzie trzy puste tawerny wyczekiwały z tęsknotą za bogatymi turystami.
My jednak postanowiliśmy w kolejny dzień ruszyć do oddalonej o 5 km miejscowości Toroni gdzie znależliśmy najpiękniejsze miejsce noclegowe. Był to mały półwysep otoczony pięcioma plażami zdala od miasta i ludzi. Idealne miejsce na dziki biwak! Dawno się tyle nie kąpałam w oceanie ;)Okolice zwiedzaliśmy na rowerach. Dla przypomnienia dodam, że ostanim razem przejażdzkę rowerową mieliśmy na.. Węgrzech. Po rowery sięgamy stanowczo za rzadko. Powód jest prosty. Nie mamy bagażnika rowerowego a ściągnięcie ich z dachu jest torchę kłopotliwe. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego będziemy więcej jeździć na rowerach.

Naszym kolejnym celem są okolice góry Olimp!

piątek, 15 maja 2015

Morze Egejskie (Grecja)


Po prawie tygodniu spędzonym w Turcji i dokładnie 4 tygodniach w podróży dotarliśmy wczoraj do Grecji. Na pierwszy nocleg zatrzymaliśmy się tuż za Alexandrupolis przy skarpie z piękynm widokiem na Morze Egejskie. Niedaleko mieliśmy zejście do plaży gdzie spędziliśmy dzisiejszy ranek. Na plaży poza nami nie było żywej duszy.

Naładowani promieniami słońca, w trakcie drzemki Neluszki, tradycyjnie ruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym dzisiejszym celem było dotrzeć na półwysep Chalkidiki gdzie są najpiękniejsze plaże Grecji. Po drodze zatrzymaliśmy się w pięknie położonym miasteczku Kavala. Miasto zostało zbudowane na zboczu gór wokół portu. Nad miastem góruje cytadela z czasów rządów turackich.
 
Po zwiedzaniu miasta ruszyliśmy w dalszą drogę. Ostatecznie udało nam się dotrzeć do miejscowości Stavros gdzie spędzimy noc.  Dzień ma stanowczo za mało godzin!
Nocujemy dosłownie na plazy. Jadąc drogą zauważyliśmy bowiem dwa campery z Bułgarii zaparkowane przy plaży. Postanowiliśmy do nich dołączyć. W grupie zawsze raźniej i bezpieczniej.




Myślę, że dzisiejszy dzień był najcieplejszym dniem jaki mieliśmy podczas naszej całej podróży. Przez ostatnie 4 tygodnie pogoda była dla nas łaskawa. MIeliśmy zazwyczaj ok. 22 stopni. Była to idealna pogoda na zwiedzanie. Przy dzisiejszej temperaturze ok 30 stopni odechciało mi się zwiedzania jakichkolwiek miast.  Jest to idealny czas na plażowanie! Woda jest zaskakująco ciepła szczególnie w porównaniu do Morza Czarnego.
Przed chwilą miałam przyjemność pierwszy raz w tym roku wykąpać się w morzu! Jutro planujemy zatrzymać się na campingu na drugim odgałęzieniu półwyspu Sithonia. Tym razem nie będzie żadnego zwiedzania, tylko relaks.

czwartek, 7 maja 2015

Burza z piorunami (Bułgaria)

Jak dobrze, że nie podróżujemy z namiotem tylko camperem. Za oknem rozpętała się potężna burza z piorunami. Pada ulewny deszcz. Jesteśmy w Bułgarii gdzieś niedaleko granicy z Turcją. Nocujemy na campingu, który wygląda jak ogródki działkowe. Jest pies na łańcuchu i wałęsające się koty. Na szczęscie jest interent więc mogłam dodać notaki z poprzednich dni. Właśnie bardzo miły Pan, który nas tutaj zaprowadził przyniósł nam zupę fasolową z kiełbasą mówiąc tylko "kuszajcie". Z dzieckiem wzbudzamy w ludziach ogromną sympatię :)

Dzisiejszy dzień spędziliśmy na plaży i w Sozopolu. Ranek był bardzo słoneczny. Burza rozpętała się dosłownie tuż po zakończeniu zwiedzania miasta. Sozopol jest bardzo podobny do Nessaber chociaż nie tak urokliwy. Udało nam się przejść całe miasteczko.  To co mnie zadziwiło to podobnie jak Nessaber ogromna liczba nekrologów zawieszonych na drzewach, drzwiach itp.

Jutro jedziemy do Turcji. Mamy już załatwiony nocleg w Istanbule. Nasze zapytanie na couchserfingu przyjął jakiś wykładowca na tamtejszym uniwersytecie. Cieszę się, że mamy gdzie się zatrzymać. Zawsze to przyjemniej do kogoś jechać szczególnie gdy jest to ogromne miasto.

środa, 6 maja 2015

Nessabar i Sozopol (Bułgaria)

Jesteśmy na campingu w Sezopolu. Camping jest kompletnie jeszcze nie gotowy na przyjmowanie gości. Mam wrażenie jakbyśmy weszli w środek ostrych porządków przed przyjazdem turystów. Najbardziej doskwiera mi brak internetu. Cena też dosyc wysoka - 20 euro.
Przede mną prawdopodobnie nieprzespana noc. Wszyskto za sprawą głośnej muzyki, która dochodzi do Nas z pobliskiej restauracji. Wielkim problemem nocowania nad wodą czy to nad morzem czy też nad jeziorem jest bardzo głośńa muzyka, którą niesie woda. Cisza to jeden z emelentów, który mi brakuje najbardziej. W trakcie jazdy słychać głośny silnik, na postoju Nelcia daje o sobie znać a w nocy gra często jakaś dyskotekowa muzyka.

Dzisiaj mieliśmy tradycyjnie aktywny dzień. Rano obudziliśmy się na dzikiej plaży. Brzmi bardzo romatycznie ale plaża była głównie usłana śmieciami oraz drewnem, które zostało wyrzucone na brzeg.
Ponownie postanowiliśmy sporóbować odnaleźć kamienny las. Pierwszy raz wróciliśmy z drogi w celu zobaczenia jakieś atrakcji. Las usytuowany był na piaszczystej wydmie. Można było zobaczyć tam setki kamiennych kolumn, które nie były dziełem człowieka.

Wisieńką na torcie dzisiejszego dnia był Nessabar uznawany za najpiękniejsze miasto Bułgarii (wpisane na listę UNESCO). MIasto usytuowane jest na wysepce połączone z wybrzeżem groblą. Jest to malownicze miejsce ze wspaniałą zabudową w stylu czarnomorskim. W pewnym momencie poczułam sie trochę jak w Tihany na Węgrzech.
Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że wszystko jest pisane cyrlicą. Przejeżdżając przez Burgas widziałam Macdonalda pisanego cyrlicą. Bardzo ubawił mnie ten widok.
DO jutra!

wtorek, 5 maja 2015

Morze Czarne (Rumunia i Bułgaria)

W niedziele ruszylismy w strone Constanty nad Morze Czarne. Nocowalismy  w Eforie Nord (Rumunia) z fantastycznym widokiem na Morze. Poranek spedzilismy na plazy. Jak juz wydalismy nasze ostatnie rumunskie pieniadze ruszylismy dalej na poludnie do Bulgarii. Tuz przed granica zabralismy naszego pierwszgo autostopowicza. Biedny Francuz czekal na drodze az 2 godziny zanim go zabralismy. Rozstalismy sie z nim na granicy i ruszylismy do miejscowosci Balchik.

W Bulgarii wszystko jest juz pisane cyrlica. Na szczescie nazwy miejscowosci opisane sa równiez w alfabecie lacinskiem dzieki czemu bylo nam latwiej odnalezc okreslone miejsca. W Balchiku spotkalisy sie z ogromna otwartoscia i pomoca ze strony przypadkowo spotkanych ludzi. Mielismy nawet przyjemnosc rozmawiac w jezyku polskim! Jeden pan stwierdził, że Nelcia "ma moje oczy i łeb" ;)
Na nocleg udalismy sie na camping oddalony jakies 5 km od miasteczka. Mielismy tam dostep do pieknej plazy na której bylismy sami. Podrózowanie przed sezonem ma wiele uroku. Na campingu poza nami byla tylko jedna para z Niemiec.

Dziejszy ranek byl fantastyczny. Pelen relaksu i wypoczynku na plazy. Byc moze nie dzialo sie nic spektakularnego ale po trudach podrózy, niepewnosci o jutro takie chwile jak dzisiaj rekompensuja wszystko! W koncu w zyciu wazne sa tylko chwile. Cała plaza nalezala do Nas. Nie bylo tam zywej duszy! Nelcia bawila sie w piasku, Tomek sie kapal a ja wylegiwalam sie na sloncu.

Po tym przyjemnym ranku pojechalismy zobaczyc ogród botaniczny i palac Balchiku. Tutaj juz nie bylo tak przyjemnie jak myslelismy. Po wejsciu na kompleks palacowy okazalo sie, ze spacerowanie z wózkiem jest prawie niemozliwe z uwagi na liczne schody! Istna meczarnia. Pomimo tego nie tracilismy sily ducha.

Po spacerze ruszylismy w strone rezerwatu Pobiti Kamani czyli inaczej Kamiennego Lasu.
Tak przynajmniej myslelismy. Ostatecznie okazalo sie, ze wyladowalismy w rezewacie Kamczija. Jest to dzikie miejsce gdzie do morza wpada najwieksza rzeka Bulgarii. Teren dokolo rzeki wpisano na liste UNESCO. Z ciekawostek przydrożnych to w drodze widziałam konia w rowie na łańcuchu!
Poza tym to ciezko jest czasami cos zaplanowac. Jest to dla mnie dobra lekcja o tym zeby pozotywnie przyjmowac wszystko co przyniesie dzien. Pokora i  elastycznosc sa teraz moimi najlepszymi przyjaciólmi. Czas spac, a za oknem dzika plaza, szum fal i cwierkanie ptaków.
Ciekawe co nam przyniesie jutrzejszy dzien.

PS> Spanie w camperze jest super! Swiat sie zmienia za oknem a ja mam domek ze soba jak taki zólw.