środa, 25 lutego 2015

Dzień kontrastów

Leżąc jeszcze w łóżku widziałam jak promienie słońca przedzierające się przez okno. Pomyślałam, że to musi być sen. Wczoraj był sztorm a dzisiaj słońce! Bardzo jednak ucieszyłam się widząc czyste niebo. Spacer na spotkanie muzyczne zapowiadał się bardzo przyjemnie. 

Zajęcia muzyczne dla dzieci organizowane są przez kościół islandzki ale nie mają one związku z wiarą. Spotykamy się w największym kościele zwanym rakietą a zajęcia odbywają się na ołtarzu (sic!). Na początku był to dla mnie szok. Jest to bowiem ogromna różnica kulturowa pomiędzy Polska a Islandią w kwestii postrzegania kościoła. 
Na ołtarzu rozkładane są maty i koce oraz instrumenty i inne rzeczy niezbędne do zajęć. Kurs trwa 5 tygodni. Dzisiaj były ostatnie zajęcie. Spotkania organizowane są dla maluszków do drugiego roku życia. Grupa liczy zazwyczaj ok 10 dzieci plus oczywiście ich opiekunowie. 

Na każdym spotkaniu obowiązuje rutyna aby dzieci na spokojnie mogły przyswajać gry i zabawy. Zaczynamy od powitania śpiewem każdego dziecka z osobna, następnie są piosenki i różnego rodzaju dźwięki. Później przechodzimy do koła z krzesłami gdzie zaczyna się zabawa z pacynkami. W między czasie są również tańce przy akompaniamencie dźwięków fortepianu. Całość kończymy puszczaniem baniek na ołtarzu. Wszystkie dzieci są bardzo zainteresowane zabawami i nowymi dźwiękami. 
Na tych zajęciach pierwszy raz zauważyłam, że Nelcia czegoś się bała. Za każdym razem płakała kiedy razem ze wszystkimi dziećmi siadała na fortepianie i wybijała rytm danego utworu. Było to bardzo ciekawe zdarzenie gdyż jest ona raczej otwarta na wszystkie nowe rzeczy, które dzieją się dookoła. Ta zabaw jednak ewidentnie jej nie pasowała. 

W trakcie naszych zajęć turyści proszeni są o opuszczenie kościoła. Świątynia zamienia się w plac zabaw gdzie słychać śmiechy, krzyki i płacz dzieci. Matki karmią piersią swoje pociechy lub przebierają im pieluchy

Największym moim dzisiejszym zaskoczeniem była trumna ukryta za kwiatami! Okazało się, że tuż po zajęciach miał odbyć się pogrzeb. Poza mną nikt nie zauważył trumny. Byłam bowiem ostatnią osobą, która opuściła zajęcia. Było to jednak dla mnie groteskowe wydarzenie. Bańki mydlane, śmiech dzieci, pacynki i ukryte zwłoki za filarem. Brrr..

Po zajecaich słońce juz zaszło za chmurami i zerwał się silny wiatr. Nagle tuż przy kościele wiatr porwał mi wózek z Nelcią a mnie rzucił na kolana. Przechodnie natychmiast mi pomogli. Strach jednak o dziecko na długo zagościł w sercu. 

Był to dla mnie dzień pełen obrazowych kontrastów: słońce i sztorm oraz tych egzystencjonalnych: zycie i śmierć.


sobota, 14 lutego 2015

Mama!

Dzisiaj Nelcia podarowała mi najpiękniejszy prezent pod słońcem. Zaczęła mówić mama! Do tej pory cały czas mówiła babababab. Parę dni temu zaczęła mówić dadadadda, a dzisiaj mamamam! Jak przyjemnie usłyszeć z jej ust te słowa!