niedziela, 25 maja 2014

Domek 23-25 maja

Kilka miesięcy temu zabukowaliśmy sobie domek letniskowy. Stwierdziliśmy, że będzie to nasza ostatnia wyjazdowa randka przed pojawieniem się małej kluski. Wybraliśmy się do miejscowości Fludir, która znajduje się w głębi kraju. Muszę przyznać, że jest tam trochę inaczej niż w górzystych częściach Islandii. Jest tam dużo równin, drzew liściastych, a przede wszystkim mnóstwo upraw i szklarni.
Śniadanie mistrzów
Poniżej znajduje się sklepik pt. "Obsłuż się sam, a pieniążki wrzuć do skrzyneczki" :) Świerze warzywa prosto z pobliskiej szklarni. Jeszcze nie przestały mnie zadziwiać takie miejsca pełne ludzkiej ufności w sprawiedliwość innych. Gdyby tak cały świat był ufny w dobro drugiego człowieka żyłoby Nam się znacznie lepiej. 

Sklepik samoobsługowy
Będąc w tej okolicy postanowiliśmy odwiedzić również naszych znajomych Anię, Leszka i ich synka Ignasia, którzy postanowili osiąść na islandzkiej wsi. Wszyscy razem ruszyliśmy do lokalnego zoo czyli na farmę, gdzie można pooglądać małe gryzonie, papużki, króliki, pogłaskać szczeniaki i pograć w mini golfa ;) Taka lokalna atrakcja dla całej rodziny. 

Puszki okruszki
Od razu pomyślałam o szczeniakach Luki, które mają obecnie 3 tygodnie. Z tego co rodzice wspominali mają z nimi urwanie głowy. Pięć małych, psotnych owczarków niemieckich :) 

Zaczarowany świat za drzwiami
Domki Elfów?
W samej miejscowości Fludir pewien farmer postanowił wykorzystać naturalne źródła geotermalne, które tryskają mu tuż przed domem. Postanowił własnym sumptem wybudować basen i kładę do podziwiania gorącej matki ziemi. Myślę, że w przyszłości to miejsce stanie się atrakcją turystyczną. Na chwilę obecną jest to jeszcze spokojne miejsce idealne na kąpiel i spacery. 

Niebieski słoń na polu geotermalnym ;)
Tomek na tle naturalnego basenu geotermalnego
Nasz przyjazd do Fludir zbiegł się również z wystawą zdjęć stowarzyszenia polskich fotografów "Pozytywni", do których należy Tomek. Pijąc prawdziwą czekoladę w restauracji Mika w miejscowości Reidholt mogłam podziwiać wystawę pt. "Ground Level". 

Jeszcze tylko małe poprawki i już gotowe
Poza zwiedzaniem był to czas rozmów na temat ekologi, wychowania dzieci, szukania imienia dla naszej kluski oraz zrozumienia znaczenia słowa oczekiwać a mieć nadzieję (ten temat niewinnie rozpoczął się od tematu pogody, a przerodził się w istny filozoficzny wywód). Nie obyło się też bez nauki chustowania i rozmów o nosidełkach. Czas był tak przyjemny, że ostatecznie nie zdążyliśmy na wybory europarlamentarne. Nie można mieć jednak wszystkiego ;)

poniedziałek, 19 maja 2014

Polski Astronauta wylądował na Islandii

Ogromnym plusem mieszkania na Islandii jest możliwość spotykania ciekawych ludzi. Tym razem do Reykjaviku przeleciał jedyny polski astronauta Mirosław Hermaszewski. Kilka miesięcy temu powstał bowiem polski klub miłośników astronomii, który zorganizował wydarzenie. Na dwie godziny  cała sala rozmarzyła się w opowieściach o kosmosie. Trudno było mi aż uwierzyć, że osoba stojąca na przeciwko mnie odbyła taką niesamowitą podróż. 
Opowieści o kosmosie
Spotkanie odbyło się na 19 maja na Uniwersytecie tuż niedaleko plaży geotermalnej. Pogoda był wymarzona. Brzuch już trochę ciążył ale cały dystans udało mi się przejść spacerkiem. 

..tuż po rozmowie z Mirosławem Hermaszewskim 

sobota, 17 maja 2014

Tymek

Kiedy jest się w ciąży zwraca się większą uwagę na inne kobiety w błogosławionym stanie. Jest też ogromna chęć porozmawiania o dziecku i uczucie większej empatii ;)
Większość naszych znajomych nie ma dzieci. Temat ten pojawia się też dosyć rzadko w trakcie spotkań towarzyskich. Dla Nas jednak ten temat co raz bardziej wdziera się w nasze umysły. Przygotowania do przyjścia na świat nowej istoty przyćmiewają często inne sprawy i wydarzenia.

Tomek będąc na ściance wspinaczkowej poznał Kubę i jego dziewczynę, która była tuż przed rozwiązaniem. Spotkaliśmy się wszyscy w restauracji Gló, gdzie Ala była już na ostatnich nogach. Miesiąc później już całą trójką zawitali w nasze skromne progi. Tak oto poznaliśmy Tymona. 

Przygotowania do tacierzyńskiego  ;)

Najważniejszy to kontakt wzrokowy ;)

piątek, 16 maja 2014

Ognisko

Każdy kto przyjeżdża na Islandię od razu zauważa brak drzew. Dla wielu osób, które na dobre osiedliły się w krainie ognia i lodu brak lasów jest bardzo dokuczliwy. Ludzie z poza Islandii przyzwyczajeni są bowiem do przebywania wśród wysokich drzew, które ciągną się nawet po kilkadziesiąt kilometrów. W lasach szukamy odpoczynku od miejskiego zgiełku i ładujemy baterie na kolejny tydzień pracy. Mamy też duży szacunek do lasów gdzie pewnie nie jeden z Nas miał okazję się zgubić wybierając się np. na grzyby. 
Islandia bardzo różni się w tym względzie od innych państw europejskich. Tutaj jest ogromna otwarta przestrzeń gdzie widoki rozciągają się aż po horyzont. Islandczycy twierdzą, że drzewa tylko zasłaniałyby wszystko. 
Jakieś kilkaset lat temu Islandia była bardzo zalesionym krajem. Rosły tutaj przede wszystkim wierzby karłowate. Kiedy jednak człowiek dotarł na wyspę wszystko zaczęło się zmieniać. Drzewo służyło jako opał i schronienie. Zaczęto wypasać owce, które uszkadzały pędy młodych drzew nie pozwalając im na dalszy wzrost. W taki o to sposób Islandia z roku na rok traciła tereny leśne.
Obecnie w kraju istnieją jedynie małe zagajniki, które można porównać do naszych parków (drzewa są jednak niższe i najczęściej iglaste). Popularnym powiedzeniem jest "jeśli zgubisz się w islandzkim lesie to wstań".

Nie trudno się domyślić, że ogniska są rzeczą niespotykaną. Tutaj powszechną formą biesiadowania na zewnątrz jest rozpalania grilla. Islandczycy nie tęsknią za zapachem lasu czy też smakiem kiełbasy i ziemniaków z ogniska. My jednak tęsknimy i dlatego też zorganizowaliśmy sobie prowizoryczne ognisko, umieszczone w wielkiej misie grillowej. Na prawdziwe ognisko trzeba byłoby mieć pozwolenie. Wieczorne ognisko było dla mnie tak dużym wydarzeniem, że nie mogłam się już doczekać. Wraz z zapachem ogniskowego dymu oczami wyobraźni wracałam do Polski gdzie wraz z przyjaciółmi po wspinie lub na biwakach zasiadaliśmy wieczorem dookoła ogniska i w rytm gitary śpiewaliśmy harcerskie piosenki. Leśny dzban podawany był z rak do rąk i rozgrzewał Nas w gwieździstą noc. 

Prowizoryczne ognisko w misie grillowej ;)