Kilka miesięcy temu zabukowaliśmy sobie domek letniskowy. Stwierdziliśmy, że będzie to nasza ostatnia wyjazdowa randka przed pojawieniem się małej kluski. Wybraliśmy się do miejscowości Fludir, która znajduje się w głębi kraju. Muszę przyznać, że jest tam trochę inaczej niż w górzystych częściach Islandii. Jest tam dużo równin, drzew liściastych, a przede wszystkim mnóstwo upraw i szklarni.
|
Śniadanie mistrzów |
Poniżej znajduje się sklepik pt. "Obsłuż się sam, a pieniążki wrzuć do skrzyneczki" :) Świerze warzywa prosto z pobliskiej szklarni. Jeszcze nie przestały mnie zadziwiać takie miejsca pełne ludzkiej ufności w sprawiedliwość innych. Gdyby tak cały świat był ufny w dobro drugiego człowieka żyłoby Nam się znacznie lepiej.
|
Sklepik samoobsługowy |
Będąc w tej okolicy postanowiliśmy odwiedzić również naszych znajomych Anię, Leszka i ich synka Ignasia, którzy postanowili osiąść na islandzkiej wsi. Wszyscy razem ruszyliśmy do lokalnego zoo czyli na farmę, gdzie można pooglądać małe gryzonie, papużki, króliki, pogłaskać szczeniaki i pograć w mini golfa ;) Taka lokalna atrakcja dla całej rodziny.
|
Puszki okruszki |
Od razu pomyślałam o szczeniakach Luki, które mają obecnie 3 tygodnie. Z tego co rodzice wspominali mają z nimi urwanie głowy. Pięć małych, psotnych owczarków niemieckich :)
|
Zaczarowany świat za drzwiami |
|
Domki Elfów? |
W samej miejscowości Fludir pewien farmer postanowił wykorzystać naturalne źródła geotermalne, które tryskają mu tuż przed domem. Postanowił własnym sumptem wybudować basen i kładę do podziwiania gorącej matki ziemi. Myślę, że w przyszłości to miejsce stanie się atrakcją turystyczną. Na chwilę obecną jest to jeszcze spokojne miejsce idealne na kąpiel i spacery.
|
Niebieski słoń na polu geotermalnym ;) |
|
Tomek na tle naturalnego basenu geotermalnego |
Nasz przyjazd do Fludir zbiegł się również z wystawą zdjęć stowarzyszenia polskich fotografów "Pozytywni", do których należy Tomek. Pijąc prawdziwą czekoladę w restauracji Mika w miejscowości Reidholt mogłam podziwiać wystawę pt. "Ground Level".
|
Jeszcze tylko małe poprawki i już gotowe |
Poza zwiedzaniem był to czas rozmów na temat ekologi, wychowania dzieci, szukania imienia dla naszej kluski oraz zrozumienia znaczenia słowa oczekiwać a mieć nadzieję (ten temat niewinnie rozpoczął się od tematu pogody, a przerodził się w istny filozoficzny wywód). Nie obyło się też bez nauki chustowania i rozmów o nosidełkach. Czas był tak przyjemny, że ostatecznie nie zdążyliśmy na wybory europarlamentarne. Nie można mieć jednak wszystkiego ;)