Tego się nie spodziewałam. Będąc już na ostatnich nogach dowiedziałam się, że mam anemię! To pewnie tłumaczy dlaczego przez ostatnie dwa tygodnie byłam bardzo śpiąca. Myślałam, że organizm wypoczywa przed porodem.
Biorąc pod uwagę fakt, że w czasie 7 i 8 miesiąca nie spałam prawie wcale było to dla mnie rewelacyjna odmiana. Winowajcą bezsennych nocy był hormon relaksyna, który rozluźniał moje stawy i biodra przygotowując je do porodu. W czasie spoczynku powodował nieprzyjemny ból. Dodatkowo miałam syndrom niespokojnych nóg (to jest profesjonalna nazwa tego schorzenia). Połączenie tych dwóch dolegliwości nie pozwalało mi na spokojny sen.
Informacja o anemii była dla mnie dosyć dużym szokiem zważywszy jaką dietę prowadziłam w czasie ciąży. Bardzo chciałam uniknąć brania suplementów diety w postaci różnego rodzaju witamin. Z ostatnich naukowych doniesień wynika bowiem, że profilaktyka w zażywaniu takich witamin nie przynosi żadnych rezultatów a może nawet pogorszyć stan zdrowia!
Moja dieta w ciąży opiera się na bardzo dużej ilości warzy i owoców. Codziennie pije samodzielnie zrobione soki oraz koktajle. W skład koktajli najczęściej wchodzą brokuły, kiełki, jarmuż, szpinak, gruszka i oczywiście sok z pomarańczy żeby lepiej wchłaniać żelazo. Dwa raz w tygodniu jadam ryby takie jak łosoś, pstrąg, langa itp. Zawierają one mała ilość rtęci. Raz w tygodniu zawsze na talerzu ląduje czerwone mięso. Pomimo jednak tych wszystkich zbiegów mała kluska wyssała ze mnie doszczętnie wszystkie potrzebne jej witaminy.
Musiałam więc ulec lekarzowi i wykupić w aptece żelazo i witaminę C. Czuje się jakbym faszerowała się jakąś chemią. Muszę jednak mieć ufność w islandzką służbę zdrowia. Przez cały okres ciąży bardzo dobrze się mną zajmują. Mam nadzieję, że do porodu uda mi się wrócić do witaminowej równowagi :)