środa, 1 sierpnia 2012

Letni weekend z Þorsmörk do Skógar.

Czas był najwyższy po temu aby zapakować plecaki, zasznurować trekkingowe buty i ruszyć w drogę. Niczym pielgrzymi udaliśmy się obcować z naturą na jeden z najpiękniejszych szlaków Islandii: trasę z Þorsmörk do Skógar.
Czas był najwyższy dlatego, iż właśnie znaleźliśmy się w centrum słonecznego islandzkiego lata i z tego punktu naprawdę nie mogliśmy liczyć na nic lepszego w kategoriach pogodowych. Również był to ostatni weekend Izabeli przed wyjazdem do Polski, gdzie z pewnością przyda jej się wspomnienie śniegu i chłodnego lodowcowego powiewu na twarzy gdy będzie smażyć się przemierzając rogrzane do białości chodniki i topiące się asfalty polskich miast.
Plan, który siedział nam z tyłu głowy przez kilka lat już, dojrzał na tyle, iż mimo sobotniego zapóźnienia reakcji spowodowanego piątkowym grillowaniem u znajomego, udało nam się spakować i wyruszyć w przeciągu kilku godzin od pobudki. Problem z tego typu wędrówkami na Islandii jest taki, iż z reguły kończą się w zupełnie innym miejscu niż się zaczęły, zmuszając uczestników do poszukiwania logistycznego wyjścia z transportowego impasu (eufemistycznie rzecz ujmując - na Islandii nie wszędzie jeszcze asfalt położono). W naszym przypadku rozważyliśmy kilka opcji dojazdu i ostatecznie wykoncypowaliśmy hybrydowe rozwiązane oparte na naszej poczciwej Vitarze i niezawodnym autostopie: samochód zostwiliśmy w Hvollsvollur, skąd ruszyliśmy stopem ku przygodzie. Jakież było nasze zdziwienie gdy pierwszy kierowca zaoferował nam podwózkę do samego Þorsmörk, co samo w sobie zmieniło nasz plan dosłownie o 180° (w założeniu mieliśmy startować ze Skógar), ale hej, czymże jest autostop bez zmiany planów. Z trójką młodych Islandczyków zabraliśmy się zatem na przejażdżkę okraszoną ciekawymi rozmowami i przejeżdżaniem licznych rzek po drodze.
Przejście samo w sobie było, przynajmniej dla mnie retrospektywnym doświadczeniem - 6 lat temu, podczas mojego pierwszego pobytu na Islandii szedłem dokładnie tą samą ścieżką, biwakując nawet pod tą samą górą, pod którą rozbiliśmy z Izą nasz dwuosobowy dom marki Mountain Hardware.
O tej porze roku i w tych dniach tygodnia (weekend) ciągnął naszym szlakiem nieustanny orszak turystów, spośród których zapoznaliśmy miłą parę Szwajcarów oraz Michała - pięciolatka z Polski, który z rodzicami (i ich wielkimi plecakami) zamierzał dojść aż do Landmannalaugar. Mniej więcej w połowie drogi, między lodowcami Eyjafjallajokull (ten właśnie) i Myrdalsjokull, na nowopowstałym stożku wulkanicznym spotkaliśmy Niemca, który obiad postanowił ugotować sobie na gorącej lawie - pomiędzy dymiącymi skałami umieścił po prostu garnek z wodą.
Wraz ze zbliżaniem się do celu naszej wędrówki (miejscowość Skógar znana głównie z wodospadu Skógarfoss) wyczerpywały się powoli nasze siły, natomiast na sile przybierał ból nóg i pleców. Spadał także odsetek turystów z wielkimi plecakami świadczącymi o ambitnych planach trekkingowych na korzyść ludzi-prosto-z-samochodu, którzy z rozpędu niejako angażowali się w dalszą niż tylko na szczyt wodospadu wędrówkę. Tych drugich łatwo było rozpoznać po swobodzie i beztroskiej lekkości z jaką poruszali się po okolicznych łąkach, w przeciwieństwie do ciężkich i zmęczonych sylwetek trekkerów schodzących na "ostatnich nogach" ze szlaku. Jeszcze tylko podjazd autostopem po samochód i jak gdyby nigdy nic pędzimy z powrotem do cywilizacji, unosząc te kilkadziesiąt przebytych kilometrów ze sobą jako pamiątkę z wakacji na Islandii.

Pod spodem trasa drugiego dnia wędrówki, kilka zdjęć oraz komentarz Izabeli w formie pliku audio. 


Autostopowe przeprawy przez rzeki


Biwak przy szlaku


Ogrzewające właściwości stożka wulkanicznego

Chatka Fimmvörðuhálsskáli

Przy jednym z licznych wodospadów na rzece Skóga




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz