Wczorajsze wszystkie znaki na niebie dały sygnał, że to najlepszy dzień na rozpoczęcie kolejnego cyklu zimowego hartowania się. Pomimo dużego wiatru, który sygnalizował nadciągający sztorm ruszyliśmy pełni zapału i energii na spotkanie z lodowatym oceanem. Spotkaliśmy się z przyjaciółmi na plaży Nautholsvik. Jest to plaża geotermalna znajdująca się ok. 2 km. od naszego mieszkanie. W poniedziałki i środy uruchamiany jest tam mały ciepły basen, który przygotowuje wszystkich morsów na spotkanie z przeznaczeniem. Wcześniej zaopatrzyłam się w specjalne skarpety neoprenowe, które zabezpieczają przez utratą ciepła. Po krótkiej rozgrzewce ostatecznie z pośród znajomych tylko ja i Tomek odważyliśmy się wjeść do wody. W ciągu zaledwie kilku sekund poczułam jakby tysiące igieł wbiło się w moje ciało. Kiedy woda sięgnęła szyi wyobrażałam sobie jakby ktoś próbował ją ściąć na stosie. Przepłynęłam kilka metrów próbując w tym samym czasie nie zapomnieć o oddychaniu. Serce waliło jak młot, a w głowie panował szum. Po wyjściu z wody sztormowy wiatr był dla mnie jak ciepła letnia bryza. Najgorszym okazało się jednak wchodzenie z powrotem do gorącego basenu. Różnica temperatur była tak duża, że ból przeszywał całe ciało. Po chwili jednak wszystko się ustabilizowało i wróciłam cała i zdrowa do przyjemnego relaksowania się. W tym czasie w basenie podawano sobie tace z tradycyjnym islandzkim jedzeniem þorramatur i śpiewano islandzkie piosenki. Po takich przeżyciach już nie mogę się doczekać kolejnego morsowania!
Poniżej jest filmik, zrobiony przez Tomka, sprzed trzech lat gdzie rozpoczynamy naszą przygodę z zimowym pływaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz