czwartek, 1 marca 2012

Akcja na Esji

Zaczęło się zapewne od deszczu. Deszcz spadał równo na kamienie i na mech, na asfalt i na dachy, wpadał do rzeki i oceanu. W ten dzień po deszczu na niefortunny kamień niefortunna stopa stanęła i mimo najwyższej technologii podeszwa gumowa musiała ulec odwiecznym prawom tarcia, a dokładniej braku tarcia na śliskim kamieniu. Właścicielka niefortunnej stopy w grymasie bólu osunęła się na ziemię alarmując przy tym reszte grupy. W górach, poza głównym szlakiem, czekała ona na pomoc, podczas gdy mój telefon otrzymał alarmowego smsa.
Wskoczyłem na rower i z wiatrem w plecy przemierzyłem 4,5km dzielące mnie od bazy. W środku tylko jeden znajomy krząta się i czeka na instrukcje - reszta wyjechała już wcześniej. We dwóch uzbrajamy się w sprzęt i wskakujemy w samochód. Pędzimy pod znaną nam, a jakże, górę Esja, gdzie właścicielka niefortunnej stopy leży i na pomoc czeka. W górach nic nie jest zbyt łatwe; przedostanie się do ekipy znoszącej dziewczynę zajmuje nam 45 min. Dwukrotnie przekraczamy rzekę i wspinamy się na skaliste zbocze po którym za chwilę będziemy znosić poszkodowaną. Akcja jest dynamiczna, linami nosze asekurujemy z góry, zmieniamy się przy noszach, pokazujemy najlepszy wariant zejścia pocieszając przy tym dziewczynę. Po kilkunastu minutach dźwigania noszy ręka zaczyna odmawiać posłuszeństwa i trzeba się zmienić; na szczeście jest wystarczająco dużo ludzi aby te zmiany były płynne i cały orszak parł do przodu. Sporo trudności sprawiło nam przedostanie się przez rzekę - trzeba było wejść do wody i trzymać się blisko skalistego brzegu inaczej nurt z pewnością porwałby lub powywracałby kilka osób. Do wody oczywiście wchodzi się bez specjalnego sprzętu, ot po prostu buty trekingowe i wełniane skarpety, zatem dalsza część przygody minęła pod znakiem mokrych i zziębniętych stóp. Uśmiech dziewczyny, która zdołała, mimo wychłodzenia organizu i skręconej kostki o własnych siłach wsiąść do samochodu wynagrodził wszystkie trudy.
Była to pierwsza moja akcja ratunkowa, gdzie mogłem brać czynny udział przy transporcie rannego. Jak mówimy w branży - mam nadzieję, że już nigdy się to nie powtórzy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz