poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Maraton nr.1

No i stało się. Po kilku miesiącach treningów, a tak naprawdę po kilkunastu latach wszelakiego biegania, udało mi się ukończyć maraton - święty graal długodystansowców i hołd dla możliwości ludzkiego ciała. Mimo nadwyrężonej łydki i niedostatku treningów (miesięczna przerwa na Grenlandii) te 42 km sprawiły mi niesamowitą radość - słoneczna pogoda, doping ludzi wzdłóż trasy oraz nieocenione towarzystwo Allesandro - znajomego Włocha, któremu z tego miejsca dziękuję za ciekawe rozmowy przez pierwsze 15km. Ostatecznie czas 4h49min nie należy może do najlepszych, jednak trzeba kiedyś po raz pierwszy przebiec ten dystans aby móc potem czynić postępy i porównywać swoje czasy. Po drodze natknąłem się na sławny "mur" w okolicach 33km, który dziwnym trafem rozciągnął się do 38km; po przystanku na uzupełnienie płynów ciężko było zmusić ciało do kolejnej porcji kilometrów, musiałem coś w sobie złamać, przebić się głową przez "mur". Obecnie lecząc obolałe łydki i biodra snuję plany następnych biegów, tym razem będzie to już w formie "minimalistycznej" czyli jak najbardziej zbliżonej do biegania boso (za sprawą świetnych butów Vibram FiveFingers). Marzą mi się również ultramaratony powyżej 100km górskimi szlakami, jednak zdaję sobie sprawę, iż droga do tego będzie jeszcze bardziej wymagająca.

1 komentarz: